Karl Pfeffer to obywatel USA, jednak razem z matką, która ma polskie korzenie, przeprowadził się nad Wisłę w 2016 roku i oboje zamieszkali na warszawskim Żoliborzu.
Dosyć niespodziewanie, jego matka Gretchen P. zaginęła w Warszawie w 2020 roku. Śledczy byli pewni, że została zamordowana przez syna. Jej ciała szukały w Wiśle polskie służby, którym pomagali agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI), ale zwłok do tej pory nie odnaleziono.
Oskarżony od początku procesu starał się prowokować sąd i nie zachowywał się racjonalnie. Na widok wchodzącej sędzi salutował, skarżył się na warunki w areszcie oraz zachowanie policji, śmiał się, a obecnym na rozprawie dziennikarzom pokazywał znak pokoju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeżeli chodzi o śmierć mojej matki to kwestia, którą mogę manipulować. Bo nikt nie był świadkiem jej śmierci. Powiedziałem, że ją zabiłem, bo to chcieli usłyszeć ludzie - mówił podczas procesu Amerykanin.
Karl Pfeffer został zatrzymany w Stanach Zjednoczonych i przekazany do dyspozycji polskich organów ścigania 21 maja 2021 r. Okoliczności zabójstwa są dramatyczne. Mężczyzna w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2020 r. dokonał zabójstwa swojej matki poprzez uduszenie jej poduszką. - Następnie dokonał zakupu narzędzi - piły ręcznej, taśmy naprawczej, folii malarskich oraz metalowej siatki ogrodzeniowej - relacjonowała prokuratura.
Zabił swoją matkę. Zapadł wyrok
Po kilku latach od zbrodni, we wtorek 11 lipca zapadł wyrok w jego sprawie. Pfeffer został skazany na łączną karę 25 lat bezwzględnego pozbawienia wolności.
Sędzia na poczet kary zaliczyła okres ponad 2 lat, podczas których Karl przebywał w areszcie. Stwierdziła też, że Amerykanin powinien ponieść koszty procesu.
Czytaj także: Walka o leżaki na Teneryfie. Turystka pokazała nagranie
Oskarżony wykorzystując przewagę fizyczną przystąpił do duszenia matki. Miał pełną zdolność do oceny swoich czynów. Chciał zabić Gretchen i dokonał tego. Następnie znieważył zwłoki rozczłonkowując i ukrywając ciało. Zrobił to pod wpływem narkotyków, jednak zażywając je regularnie wiedział jak na niego działają - przyznała sędzia Agnieszka Domańska.
Według obecnych na sali dziennikarzy "Super Expressu" Pfeffer, słuchając uzasadnienia wyroku, wywracał oczami, pukał się w głowę, wymachiwał rękami. Po wszystkim poprosił o wyznaczenie jeszcze jednego terminu rozprawy aby "mógł jeszcze coś powiedzieć". Sędzia zignorowała tę prośbę, co skazany uznał za "niedopuszczalne", a sam wyrok nazwał "nonsensem".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.