Operatorów telefonu ratunkowego jest coraz mniej. Praca do najłatwiejszych nie należy - jest angażująca psychicznie, bo w grę przecież wchodzi ludzkie życie. Święta, weekendy, dzień i noc - nie ma dni wolnych i ciężko mówić o dyżurach 7-15. A płaca? Nie jest zachęcająca, bo rąk do pracy brakuje.
W związku z tym, sytuacje bywała często niebezpieczne. "Gazeta Wyborcza" opisała historię czytelnika, który zadzwonił w sprawie wypadku rowerzysty z Warszawy. Niestety operatorów wolnych w stolicy nie było - połączyło go z Białymstokiem. Operator z Białegostoku topografii stolicy nie zna. Znów trzeba przełączyć połączenie, a dzwoniący znów powtarza ten sam adres i tę samą historię.
Czytaj także: Sosnowo. Podczas wesela podłożyli im pod dom... bombę
Minuty lecą, a w pewnych przypadkach każda minuta jest na wagę złota. Operatorzy odbierający telefony doskonale o tym wiedzą, dlatego tak szybko się wypalają i rezygnują z pracy.
Były protesty, były postulaty, jednak zmian na próżno szukać. I jest to niepokojące, bo operator 112 to jeden z podstawowych filarów służby zdrowia. To on udziela instrukcji - co robić, jak udzielić pomocy, przekazuje podstawowe informacje i kieruje zespół medyczny na miejsce.