Aaron Aby w sobotę 20 kwietnia stoczy walkę na gali Oktagon 56 w Birmingham. Jego rywalem będzie Sam Creasey, a stawką jest mistrzowski pas kategorii muszej. DAZN niebawem wypuści film dokumentalny o pierwszym z nich, a tytuł jest bardzo wymowny - "Wojownik, który oszukał śmierć".
Nie dziwi, że słynna platforma streamingowa zainteresowała się Walijczykiem. Jego życie to gotowy materiał na film. Wiele razy słyszał, że umrze i musiał żyć z tą świadomością. Aaron jednak nie chciał umierać i robił wszystko, aby oszukać przeznaczenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Usłyszał, że dożyje 16 lat
Już jako dziecko zdiagnozowano u niego mukowiscydozę. Żył ze świadomością, że jest chory, ale długo nie zdawał sobie sprawy, z czym to się wiąże. Do dzisiaj pamięta lekcję biologii w siódmej klasie podstawowej. Nauczyciel omawiał chorobę, z którą żył Aaron.
- Nauczyciel mówił, że średnia długość życia osób chorych na mukowiscydozę wynosi 16 lat. Pamiętam, że wtedy sobie pomyślałem: Nie, to na pewno nie jest prawda. Wróciłem do domu i zapytałem rodziców, po co chodzę do szkoły. Skoro mam żyć tylko 16 lat, to chcę robić inne rzeczy. Posadzili mnie na krześle i powiedzieli: Słuchaj, to jest średnia długość życia. Uprawiasz sport, dbasz o siebie, nie jesteś w szpitalu jak inne dzieci i to nie znaczy, że tak skończysz - wspomina walijski wojownik.
Czytaj także: Co on zrobił? Odda rywalowi aż 6 milionów złotych
Aby nie umarł w wieku 16 lat. To ogromna zasługa rodziców, którzy robili wszystko, aby jak najbardziej zminimalizować skutki uboczne mukowiscydozy. Sport był kluczowy w tym wszystkim. Początkowo Aaron grał w piłkę i nawet dostał kontrakt w klubie Wrexham. Potem w jego życiu pojawiło się MMA. Miał też to szczęście, że medycyna stale się rozwijała i dziś lekarze wiedzą już więcej na temat choroby.
Przed lat zakładano, że dzieci chore na mukowiscydozę nie powinny uprawiać sportu, bo to może przyspieszyć rozwój choroby. Dziś już wiadomo, że to był błąd, a chorym wręcz zaleca się aktywność fizyczną. Aby miał to szczęście, że sport zawsze był istotną częścią jego życia.
Śmierć znowu zajrzała mu w oczy
Walijczyk ostatecznie rzucił futbol i w pełni poświęcił się MMA. To był strzał w dziesiątkę. Miał już rekord 10-3 i wokół niego zaczęli się kręcić ludzie z UFC. Drzwi do raju otwierały się coraz szerzej i nagle przyszedł kolejny cios od życia. Zaczęło się od bólu jąder, brzucha i pleców. Leczenie antybiotykami nie przynosiło efektów. W końcu lekarze wykryli, że ma raka jądra.
- Rak znikał, a potem wracał. Musiałem przejść trzy operacje, osiem cykli chemioterapii. Chemia niszczyła moje ciało, nad którym tak ciężko pracowałem, dbając o swoje zdrowie. Musiałem stoczyć bitwę, bo chemia zaczęła też niszczyć moje płuca - opowiada.
Bliscy słyszeli od lekarzy, że Aaron powinien spisać testament. Pojawiały się także sugestie, aby już rozglądać się za trumną. Przypadek zawodnika MMA był bardzo ciężki. Z jednej strony rak w połączeniu z mukowiscydozą, a z drugiej fakt, że nowotwór się rozprzestrzeniał. W dodatku główny guz był w miejscu, którego lekarze bali się operować.
- Mój tata mawiał: Nie będziesz kolejną cholerną statystyką, jesteś inny. Mówił mi to już, gdy miałem 6-7 lat. Zawsze sobie powtarzałem, że nigdy się nie poddam - mówi Aaron.
Rzeczywiście, nigdy się nie poddał. W końcu znalazł się lekarz, którą podjął się operacji. Z czasem wyniki były coraz lepsze. Dziś Aaron Aby jest zdrowy. Po raku nie ma śladu. Kiedy tylko dostał zgodę od lekarza, od razu wrócił na matę, by odzyskać dawną formę i wrócić do MMA. "Człowiek, który oszukał śmierć" dziś regularnie walczy i sam o sobie mówi, że czuje się niezniszczalny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.