O przybliżenie sylwetki zmarłego opozycjonisty poprosiliśmy Lwa Kadika. To rosyjski dziennikarz mieszkający od czasu wybuchu wojny w Ukrainie poza granicami swojego kraju. W Rosji pracował jako zastępca szefa działu krajowego w "Kommersancie". Obecnie pracuje w redakcji portalu "Delfi".
Rozpoczyna on opowieść o Nawalnym od tego, że "był gościem, którego można spotkać w autobusie albo w sklepie". W jego ocenie Nawalny był idealnym kandydatem na prezydenta Rosji. Wywodził się z dolnych warstw klasy średniej, z rodziny o inteligencko-inżynierskich korzeniach. Głosił poglądy bliskie temu, co określamy "socjaldemokracją".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Gość z sąsiedztwa"
Kadik mówi dalej, że język, którym posługiwał się Nawalny, był doskonale zrozumiały dla wszystkich Rosjan. Niezależnie od wykształcenia i pochodzenia. Podobnie jak poruszana przez niego problematyka. Mówił o rzeczach istotnych dla Rosjan - skandalach władzy, niesprawiedliwości społecznej oraz korupcji.
Nigdy nie był zbliżony do rosyjskiego rządu. Przez moment był doradcą jednego z gubernatorów, ale nigdy nie miał żadnej oficjalnej pozycji. To był gość, który mógł być twoim sąsiadem z bloku, mogłeś spotkać go w kolejce w sklepie, albo w autobusie, jadąc do pracy. Oto dlaczego był tak niebezpieczny dla władzy. Miał potencjał do tego, by jednoczyć ludzi dookoła siebie - mówi dalej Kadik.
Dlatego też władze Rosji najpierw próbowały zniszczyć go politycznie, spisując przeciwko niemu. To tylko przysporzyło mu popularności. W 2013 r. stanął do walki o fotel mera Moskwy. I choć przegrał, to zebrał 32 proc. głosów.
A przegrał z nie byle kim - Siergiejem Sobianinem. Może skorumpowanym, ale niezwykle inteligentnym i mającym poparcie Kremla, potężnym graczem na mapie politycznej Rosji. Uzyskał dobry wynik, miał dobry wizerunek i Putin zrozumiał, że może rzucić mu wyzwanie - opowiada dziennikarz.
Dlatego rosyjski prezydent postanowił Nawalnego zniszczyć. Najpierw próbując go oczernić i zdyskredytować, a potem w 2020 r. wyeliminować raz na zawsze. Nawalny został otruty gazem bojowym. Ledwo uszedł z życiem. To, że przeżył było, jak mówi Kadik, "cudem". Po czym wrócił do Rosji, gdzie czekał na niego proces i kolonia karna.
Śmierć jak w greckim dramacie
Przyczyny śmierci Nawalnego nie zostały na razie ujawnione. W ubiegłym roku przeniesiono go do cieszącej się ponurą sławą kolonii karnej na Syberii. Wiadomo, że nie był tam torturowany, ale jego osadzenie nie było też lekkie. Mówiła o tym, w rozmowie z o2.pl polska dziennikarka i reportażystka, Krystyna Kuczab-Redlich.
Kadik sięga po analogię z antycznymi greckimi dramatami. Moment, w którym opozycjonista ogłosił, że wraca do Rosji był w ocenie dziennikarza chwilą, w której podpisał on na siebie wyrok śmierci.
Śmierć Nawalnego była "nieoczekiwanym, ale oczekiwanym zdarzeniem". Tak jest w antycznych, greckich dramatach, gdzie wiesz, że na końcu głównego bohatera po prostu czeka śmierć. Tak samo było i z Nawalnym. A czy stało się to dziś, czy w rocznicę wybuchu wojny, czy w dniu wyborów nie miało tak naprawdę wielkiego znaczenia - mówi dziennikarz.
Czy dramatyczna śmierć opozycjonisty przyniesie w Rosji zmiany? Z końcem lutego minie 9 lat od śmierci od Borysa Niemcowa, a więc innego polityka, który rzucił niegdyś wyzwanie Władimirowi Putinowi. Trudno uciec od porównania tych dwóch przypadków.
Dziennikarz przypuszcza, że śmierć Nawalnego będzie miała wpływ na toczącą się kampanię wyborczą. Zakłada, że dzień wyborów będzie zarazem dniem dużych protestów społecznych, które mogłyby jednak być większe, gdyby Nawalny żył.
Wierzę, że jego śmierć może być sygnałem do pobudki dla Rosji i Rosjan. Inaczej niż z Niemcowem, którego śmierć była wstrząsająca. Tyle że bardziej dla mieszkańców Moskwy czy Petersburga, którzy go znali z ośrodków władzy. Nie dla szerokich mas, które kojarzyły i znały Nawalnego. On był niebywale bardziej popularny od Niemcowa - opowiada Kadik.
Nie zapomina również o flircie Nawalnego z rosyjskim nacjonalizmem. W 2008 r. poparł on napaść Rosji na Gruzję i przypomina, że Nawalny protestował przeciwko imigracji do Rosji z dawnych krajów Związku Radzieckiego. Nie był w tym jednak tak radykalny, jak duża część rosyjskich nacjonalistów, a próbował wymusić na rosyjskich władzach zmiany w przepisach imigracyjnych. "I to nie była jasna karta w jego politycznym życiorysie" - podsumowuje dziennikarz.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.