Turystów z Rosji nie martwi niski kurs rubla, ani losy wojny w Ukrainie. Mają poważniejsze sprawy na głowie, jak to czy wrócą do domów. Okazuje się bowiem, że awarii uległy dwa boeingi 777 linii Red Wings. A to oznacza, że nie ma kto zabrać wczasowiczów do kraju. Sprawa wiąże się oczywiście z sytuacją polityczną.
Rosyjskie linie lotnicze nie mają jak naprawić dwóch z trzech maszyn tego typu, bo przez zachodnie sankcje nie mogą kupić części zamiennych. A tymi handlują Amerykanie, którzy nie zamierzają robić interesów z agresorami. Co pocznie przewoźnik? Musi wynająć prywatne maszyny, bo zawieźć turystów z Antalyi do Jekaterynburga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ludzie koczowali tymczasem na lotnisku w Turcji i nie kryli wściekłości. Zastanawiali się także, jak to będzie w przyszłości, bo przecież wojna trwa, a Amerykanie i kraje zachodnie nie będą ułatwiać zadania agresorom. Póki trwa wojna, przełomu nie będzie. A przecież obywatele chcą latać na wakacje i żadne sankcje ich nie obchodzą.
"Co dalej? Będziemy latać na miotłach?" - narzekają wściekli Rosjanie.
Sankcje nałożone na Rosję przez kraje zachodnie nie zawsze działają poprawnie i nie obowiązują na całym świecie. Dobry przykład przyniosły obecne wakacje, bo obywatele Federacji Rosyjskiej tłumnie ruszyli do Tajlandii. Rezerwują wypoczynek, kupują nieruchomości i żyją, jakby jutra miało nie być.
Turcja i Bliski Wschód to kolejne cele gości z Rosji. Nie przejmują się niskim kursem rubla, wojną czy sankcjami, które nałożył na ich kraj Zachód. Chcą wypoczywać i oderwać się od szarej codzienności. Nie mogą ruszyć na Krym, który bezpieczny nie jest. Ukraińcy zapowiedzieli, że te wakacje będą gorące. I mają rację.