Pamiętacie popularne wyliczanki z czasów dzieciństwa? W świecie dorosłych brzmiałyby one mniej więcej tak: raz, dwa, trzy, fiskus patrzy.
O tym, że skarbówka przygląda się nam nawet wtedy, gdy się tego nie spodziewamy, w rozmowie z Wyborczą.biz opowiedział doradca podatkowy Przemysław Hinc.
Traktujemy media społecznościowe jak osobliwy pamiętnik, w którym dzielimy się ze znajomymi tym, co uznamy za istotne. Warto wiedzieć, że w ten sposób nieświadomie możemy ułatwić pracę urzędnikom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podatnicy nie zawsze zdają sobie sprawę, że publikowanie w mediach społecznościowych prywatnych zdjęć i przeróżnych informacji, często o charakterze osobistym, może mieć dla nich dalekosiężne skutki. Dla fiskusa jest to prawdziwa skarbnica wiedzy o aktywności osoby, którą się zacznie interesować - wyjaśnia doradca podatkowy Przemysław Hinc w rozmowie z "Wyborczą".
Ekspert zaznacza, że fiskus, przyglądając się danemu podatnikowi, bierze pod lupę różne aspekty życia - również to, co podatnik robi, z kim się spotyka, czy podróżuje i w jakim celu wyjeżdża.
Fiskus ''gościem'' na weselu
Zdaniem rozmówcy portalu Wyborcza.biz, fiskus zaczął również zaglądać na wesela ''by sprawdzić wartość prezentów ofiarowywanych nowożeńcom'' i na komunijne przyjęcia, ''by sprawdzić, czy nie da się tu obciążyć podatkiem od darowizn dziecka, które pochwali się prezentami''.
Te informacje potwierdziła Justyna Pasieczyńska, rzecznik prasowy szefa Krajowej Administracji Skarbowej. Z jej wypowiedzi wynika, że fiskus sam zajmuje się weryfikacją informacji w mediach społecznościowych. Ale zdarza się też, że wykorzystywane są informacje przekazywane przez ''życzliwych''.
W sytuacji, gdy nasz świat w dużym stopniu zamknięty jest w naszym smartfonie, a jego emanacją są różne portale czy aplikacje społecznościowe, to tam właśnie może "zaczaić się" na nas fiskus. Trzeba przy tym podkreślić, że takie działania organów nie są obecnie zabronione, więc w sumie, jeśli ktoś się wystawia na strzał, to trudno dziwić się urzędowi, że to wykorzystuje — zauważa dr Marcin Wojewódka, radca prawny.
Krótko mówiąc, mamy prawdo do zachowania ''milczenia'', bo wszystko, co opublikujemy, może zostać użyte przeciwko nam.