W ostatnich tygodniach docierają niepokojące sygnały o rosnącej przewadze sił rosyjskich w Ukrainie. Choć militarna pomoc z Zachodu płynie już od początku konfliktu, to w obliczu mobilizacji Rosji sytuacja na froncie znów stała się bardzo trudna.
Po deklaracji Emmanuela Macrona o wysłaniu wojsk na linię frontu, swoimi spostrzeżeniami w "Financial Times" podzieliła się premier Litwy, Ingrida Šimonytė. W rozmowie z dziennikiem mówi, że ma zgodę Sejmu Republiki Litewskiej na wysłanie wojska do Ukrainy, oczywiście w ramach misji szkoleniowej.
Mały kraj, który czuje się zagrożony przez Rosjan od lat, chce pomóc Ukrainie wygrać wojnę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Šimonytė nie ma wątpliwości, że Kreml uznałby to działanie za prowokację. Uważa też, że wielokrotne groźby ze strony Rosji w sprawie użycia broni nuklearnej, wobec państw pomagającym Ukrainie, nie mają dziś żadnego pokrycia z rzeczywistością.
Gdybyśmy tylko pomyśleli o rosyjskiej odpowiedzi, nie moglibyśmy niczego wysłać Ukrainie. Co drugi tydzień słyszy się, że ktoś zostanie zaatakowany bronią nuklearną przez Rosjan - powiedziała premier Litwy.
W rozmowie padła również kwestia deportacji ukraińskich mężczyzn podlegających poborowi wojskowemu. Premier Litwy zaprzecza, aby jej kraj pomagał Kijowowi w tym zakresie, gdyż nie jest to zgodne z unijnym system ochrony międzynarodowej, obowiązującym do marca 2025 roku.
Dodała, że że Litwa nie będzie wydawać zezwoleń na stały pobyt stały osobom, które uchylają się od służby wojskowej na Ukrainie, jeśli strona ukraińska będzie w stanie to udowodnić. W ten sposób Wilno może zniechęcić Ukraińców, by uciekali na Litwę ze swojej ojczyzny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.