Pułkownik Azarau to lider BYPOL-u - organizacji złożonej z byłych białoruskich mundurowych, którzy przeszli na stronę opozycji i wyemigrowali do Polski. W rozmowie z portalem Forsal ostrzegł, że Łukaszenka może planować prowokacje na granicy z Polską.
Dostaliśmy z Białorusi informację, że służby Łukaszenki szykują coś większego - przekazał płk Azarau, który był wysokiej rangi oficerem mińskiego MSW.
Do akcji mają się przygotowywać funkcjonariusze OMON-u, czyli specjalne siły milicji, a także szkolący ich członkowie Grupy Wagnera - prywatnej firmy wojskowej powiązanej z rosyjskim wywiadem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Paweł Łatuszka: Łukaszenka będzie wykorzystywał sytuację
Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce i we Francji i jeden z liderów białoruskiej opozycji, podkreśla, że to możliwy scenariusz.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, by zebrali grupę 300-400 osób i spróbowali szturmu. Nie mogę wykluczyć, że tak się stanie. Teraz lepsze są warunki pogodowe, większa pokrywa leśna, trudniej dostrzec migrantów i przeciwdziałanie naruszeniom granicy będzie trudniejsze. Łukaszenka z kolei będzie wykorzystywał sytuację - ocenił Łatuszka w rozmowie z o2.pl.
Incydenty na granicy zdarzają się od dawna. W poniedziałek 13 maja Straż Graniczna udostępniła w serwisie X nagranie, na którym widać moment szturmu 140-osobowej grupy na polską granicę. Na innych nagraniach widać, jak w kierunku polskich służb są rzucane kamienie i konary. W ubiegłym tygodniu doszło z kolei do podpalenia polskiego znaku granicznego.
Łatuszka podkreśla, że to, co obecnie dzieje się na granicy, jest dalszym ciągiem wojny hybrydowej, w której Białoruś ma wsparcie Rosji, i która trwa już od 2021 roku.
- Łukaszenka chciał wtedy ukarać Unię Europejską za to, że nie uznała go jako prezydenta. Dzisiaj jest to element szerszej gry Rosji i reżimu Łukaszenki przeciwko Ukrainie. Celem jest, by kraje Unii miały mniejszą możliwość zaangażowania w Ukrainie. I ten plan wydaje się odnosić powodzenie, bo Polska na tym traci, ponosi negatywne konsekwencje zwiększenia zaangażowania na granicy - mówi o2.pl Paweł Łatuszka.
Dalsza część tekstu pod nagraniami
Białoruś - "Korea Północna w środku Europy"
Łatuszka zaznacza, że większość migrantów dociera na Białoruś przez Rosję. W jego ocenie granica Białorusi z Rosją powinna zostać zamknięta, ale tak się oczywiście nie stanie. Białoruski dyktator tego nie chce, a nawet gdyby chciał, to niepozwoliłby mu na to Kreml.
Zamykane są za to przejścia graniczne między Białorusią a krajami UE, co prowadzi do tego, że - jak mówi Łatuszka - "z Białorusi powoli robi się Korea Północa, tyle że w środku Europy". A w tym przypadku, jak twierdzi, należałoby zadziałać inaczej.
Co trzeba zrobić? Zdaniem Łatuszki odpowiedzią jest uderzenie w interesy gospodarcze reżimu, np. poprzez zamknięcie przejść kolejowych. To włączyłoby w problem Chiny, które są drugim co do wielkości - po Rosji - partnerem handlowym Białorusi. A ostatnio są niezadowolone z tego, co robi Mińsk. Nie podoba im się, że Białoruś chce mieć taktyczną broń jądrową i znowu prowadzi działania zaogniające sytuację na granicy.
W ocenie Łatuszki krajom UE brakuje strategii, co robić z białoruskim reżimem. Przez co kolejne kraje będą musiały ponosić koszty i środki obecnego kryzysu. A strategia powinna być, jak mówi, dwutorowa.
Obrona granic i jednocześnie nacisk na Mińsk, ale też wspieranie. 66 proc. społeczeństwa mojego kraju chce żyć w demokracji. Ledwie 2 proc. chce przyłączenia do Rosji. Jeśli nie będziemy wspierać teraz społeczeństwa obywatelskiego, to za kilka lat te fortyfikacje, które teraz buduje Polska czy Litwa, niestety się przydadzą - kończy dyplomata.
Donald Tusk zapowiada wzmocnienie zapory na granicy z Białorusią
We wtorek 14 maja premier Donald Tusk oświadczył, że zapora na granicy z Białorusią nie spełnia oczekiwań i należy ją wzmocnić. Podkreślił, że codziennie dochodzi do kilkuset prób przekroczenia granicy.
Tusk zapowiedział, że zapora zostanie wzmocniona tak, żeby "nie można już było więcej przy pomocy prostego samochodowego lewarka rozginać tych prętów i przechodzić na polską stronę".
Podkreślił też, że ludzie, którzy forsują granicę, to w większości przypadków "nie są uchodźcy".
- To nie są uchodźcy, to coraz rzadziej są migranci, biedne rodziny szukające pomocy. W 80 przypadkach na 100 mamy do czynienia ze zorganizowanymi grupami młodych mężczyzn - 18-30 lat, takie kategorie wiekowe - bardzo agresywnych - oświadczył polski premier.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl