Rosjanie już drugi rok tkwią na ukraińskim froncie i nie mają pojęcia, co dalej zrobić ze swoją armią oraz jak rozwiązać konflikt. Czy wycofać wojska i uznać porażkę? A może czekać, tracąc ludzi oraz sprzęt, by przeciwnik się wykrwawił? Czy rzucić się znów na Kijów, z nadzieją, że uda się go tym razem zdobyć? Tego w Moskwie nie wie dziś nikt.
Władimir Putin nie wydaje się mieć jakiegoś pomysłu, poza wymaganymi od dowódców sukcesami na polu walki i oczekiwaniem na reelekcję w wyborach prezydenckich. Dowódcy stracili pomysł na prowadzenie wojny, a wojskowe środowiska ostro krytykują ich za kompletny brak strategii. Kraj płaci za to krwią żołnierzy i stratami w sprzęcie.
Trzeba przyznać, że bardzo ciężkimi i dotkliwymi, choć dziś tego jeszcze nie widać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wściekłość komentatorów oraz ekspertów wywołały deklaracje Apti Alaudinowa, dowódcy jednostki specjalnej "Achmat", który stwierdził niedawno, że Rosja osiągnie "bardzo poważne rezultaty" na polu walki do wiosny 2024 roku. Jego zdaniem nastąpił punkt zwrotny w konflikcie, a Ukrainie kończą się zasoby. Nawet zima ma być po stronie Federacji Rosyjskiej.
Sęk w tym, że to kłamstwa, w które nie wierzą już dzisiaj nawet sami Rosjanie.
Bloger wojskowy Roman Saponkow stwierdził, że Alaudinow nie wie, o czym mówi, a przy okazji krytycznie ocenił jakość sił rosyjskich. Jego zdaniem nie ma szans, by były w stanie przełamać obronę Ukraińców. A przecież to oni w kilku miejscach nacierają i szukają luki w linii frontu. Jak w okolicach wsi Krynki, Robotynego czy pod Bachmutem, gdzie znów udało się wyprzeć wroga na wschód.
Rosjanie uparli się na zdobycie Awdijiwki, gdzie trwają zacięte walki i gdzie mają niewielkie postępy. Fiaskiem zakończyły się uderzenia na Zaporożu oraz w rejonie Kupiańska i Łymania, a Rosjanie muszą się dziś obawiać, by Siły Zbrojne Ukrainy ich przy okazji nie skontrowały. Do tego coraz więcej osób wskazuje, że Rosja ma trudności z zaopatrzeniem własnej broni i sprzętu.
Bloger Aleksiej Żywow uderzył w dowódców armii, którzy jego zdaniem pomysłu na wojnę nie mają. Od roku siły zbrojne Federacji Rosyjskiej się cofają, a po tym, jak zatrzymały kontrofensywę ZSU nie mają odwagi, by przełamać front i odpowiedzieć Ukraińcom. "Nie rozumiemy, jakie plany ma nasze dowództwo" - ocenił rosyjski komentator.
Działaliśmy według pewnego scenariusza, który został opracowany przez sztab. Każdy wiedział, gdzie jest i dokąd jechać, a teraz? - pyta bloger.
Inna kwestia to brak ludzi, bo ciężkich strat nie udaje się zastąpić. A masowego poboru ma nie być aż do wiosny i wyborów prezydenckich. Co ciekawe, zniechęcenie wojną i impas widać także po stronie ukraińskiej. Po głośnym eseju generała Walerija Załużnego, dowódcy ZSU, który narzekał na brak sprzętu i zmęczenie armii, pojawiło się wiele sceptycznych głosów.
Wojna nadal trwa i jej końca nie widać. Być może wygra ją ten, kto pierwszy wymyśli, jak zaskoczyć wroga i zadać mu dotkliwy cios w samo podbrzusze. Mamy nadzieję, że śmiertelnie zraniony zostanie niedźwiedź ze wschodu, który neguje pokój i bezpieczeństwo całej Europy. I tego na 2024 roku Ukraińcom życzymy.