W mgnienia oku ślubna katastrofa może obrócić się w nie lada wydarzenie towarzyskie. Tak było w przypadku pani Izy. Jej historia pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać.
Czytaj także: Nie widzieli się 29 lat. Uczucie nie zniknęło
Ślubna katastrofa na dwie godziny przed uroczystością
Portal polki.pl opisał wyjątkową ślubną historię. Izabela Grochowska za kilka godzin miała stanąć na ślubnym kobiercu. Wtedy jednak okazało się, że jest problem z jej suknią.
Ślubna kreacja została stworzona przez znaną amerykańską projektantkę mody Verę Wang. Panna młoda była bardzo podekscytowana na myśl o tym, że założy ją na swój ślub. Na dwie godziny przed wydarzeniem na jaw wyszła jednak okrutna prawda.
Kotek, ta sukienka się nie dopina. Jest na ciebie za mała – zwróciła się do pani Izy jej serdeczna przyjaciółka Dorota, majstrując przy suwaku.
Pani Iza poprosiła o pomoc swoją matkę. Kiedy jednak i ona nie dała sobie rady z suwakiem, kobiety musiały zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Wszystko wydawało się jednak bardzo dziwne.
Powiedziałaś, że mierzyłaś ją miesiąc temu, tak? A kiedy ją odbierałaś z salonu, sprawdziłaś jeszcze raz rozmiar? Może tutaj jest pies pogrzebany? – zauważyła matka panny młodej.
Niestety jej przypuszczenia okazały się prawdziwe. Suknia była w rozmiarze 38, zamiast 42, który mierzyła pani Iza. Chociaż nastroje były minorowe, przyjaciółka przyszłej mężatki wykazała się nie lada trzeźwością umysłu.
Spokojnie! Jeszcze nic straconego. Nie płacz, bo zrujnujesz sobie makijaż – wykrzyknęła pani Dorota, cytowana przez portal.
Kobieta natychmiast postanowiła działać. Ruszyła jak najszybciej do wypożyczalni, aby wymienić sukienkę. Chociaż czasu było mało, wiedziała że musi zdążyć.
Pani Dorota schwyciła suknię i pobiegła do samochodu. Kiedy ruszyła, zadzwoniła do wypożyczalni. Właścicielka salonu bardzo przejęła się pomyłką i obiecała, że dołoży wszelkich starań, żeby ją naprawić.
Ślub musi się odbyć – miała powiedzieć.
Przyjaciółka panny młodej wiedziała, że nie ma dużo czasu. Zbyt duże spóźnienie do kościoła mogłoby oznaczać bowiem, że ślub się nie odbędzie. Na kolejną godzinę był zaplanowany kolejny.
Chociaż do wypożyczalni było 20 kilometrów, pani Dorota błyskawicznie przemknęła przez miasto. Nie zdążyła jeszcze zaparkować, a z salonu już wybiegła właścicielka. Położyła na tylnym siedzeniu samochodu właściwą suknię.
Czytaj także: Najgorsze wesele w historii? Zdjęcia obiegły świat
"To sprawa życia i śmierci, panie władzo". Niecodzienna reakcja funkcjonariuszy
Pani Dorota pędziła w drodze powrotnej na złamanie karku. Wtem, rozległ się za nią dźwięk policyjnej syreny. Zatrzymało ją dwóch policjantów na motocyklach, prosząc o dokumenty.
Proszę pana, wiem, że jechałam za szybko, ale wiozę suknię ślubną dla panny młodej. Ma ślub za pół godziny. Pan rozumie? Tam rozgrywa się dramat! (…) Proszę mnie puścić! Jeśli się spóźnię, to ze ślubu nici, bo ksiądz będzie miał kolejną parę i wszystko trzeba będzie załatwiać od nowa. Wierzy mi pan? – zaczęła tłumaczyć się pani Dorota.
Reakcja policjantów bardzo ją zaskoczyła. Ci bowiem, obejrzawszy dokumenty poprosili, aby pojechała za nimi. Na początku pani Dorota nie rozumiała o co chodzi.
Będziemy panią eskortowali. Dla bezpieczeństwa! – wyjaśnił jeden z policjantów, cytowany przez polki.pl.
W ten sposób pani Dorota błyskawicznie dotarła do panny młodej. Na tym jednak nie koniec całej przygody. Policjanci zaoferowali, że będę towarzyszyć jej również w drodze do kościoła.
W ten sposób pani Iza ruszyła do kościoła w niecodziennej eskorcie. Policjanci włączyli koguty i jechali obok samochodu panny młodej. Jak opisuje pani Dorota, przypominało to orszak prezydencki.
Pojawienie się panny młodej rozweseliło gości, a zwłaszcza pana młodego. Miał już zamartwiać się, czy jego przyszła małżonka nie rozmyśliła się w ostatniej chwili.
Funkcjonariusze w podzięce za uczynność zostali zaproszeni na wesele. Jeden z nich grzecznie wymówił się służbą, ale drugi przyjął zaproszenie. Zapytał panią Dorotę, czy ona również na nim będzie.
Oczywiście, przecież jestem druhną – odparła kobieta.
Tak jak obiecał, policjant pojawił się na weselu. Przywitał się ponownie z panią Dorotą. – Muszę przyznać, że zaimponowała mi pani determinacja. No i rzadko się widzi tak dobrego kierowcę – stwierdził.
Kobieta wyraźnie zarumieniła się słysząc nieoczekiwany komplement. Jak się okazało, dalsza zabawa weselna była bardzo udana dla pani Doroty. Zanim się obejrzała, już była z policjantem po imieniu.
Może i Ty, będziesz miała wkrótce policyjną eskortę na wesele? – miała zapytać ją żartobliwie świeżo upieczona mężatka.
Obejrzyj także: Wesele na wiosnę? Doradca premiera nie ma dobrych informacji
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.