Od początku tygodnia w Czechach każdego dnia przybywa ponad 10 tysięcy osób zakażonych koronawirusem. Rekord padł 27 października, kiedy odnotowano 15 633 przypadki. Sytuacja w kraju staje się coraz trudniejsza. Czesi obawiają się najgorszego.
Najważniejsze, że szpitale mają jeszcze wolne miejsca dla tych, którzy potrzebują pomocy. Z drugiej strony trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że z każdym dniem radzą sobie coraz gorzej - mówi nam czeski żużlowiec Zdenek Simota, który w przeszłości startował w polskiej lidze i przez kilka sezonów bronił barw Orła Łódź.
A jeszcze kilka miesięcy temu Czesi byli stawiani jako wzór, także dla Polski. W marcu nasi sąsiedzi zareagowali szybko i szybko opanowali pandemię. Sytuacje zaczęła wymykać się spod kontroli z początkiem września.
Pierwszym alarmujący sygnał miał miejsce 8 września, kiedy pękła granica 1000 nowych przypadków. Później było już tylko gorzej. - Przyczyna obecnej sytuacji jest oczywista. Latem doszło do zbyt dużego rozluźnienia. Rząd pozwolił ludziom żyć jak kiedyś. Później wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli, a reakcja i wprowadzenie nowych obostrzeń nastąpiły zbyt późno – uważa Simota i dodaje, że teraz kolejne obostrzenia są wprowadzane z dnia na dzień.
W Czechach cały czas obowiązuje stan wyjątkowy. - A od środy musimy przebywać w swoich domach od 21:00 do 5:00 rano. No chyba że wychodzimy do pracy lub załatwiamy inne niezbędne sprawy. Poza tym należy bezwzględnie przestrzegać wszystkich zasad, które wprowadza rząd. Życie w naszym kraju nie jest teraz łatwe, ale żyjemy nadzieją, że niebawem wszystko wróci do normy. Nic innego nam nie pozostało - podkreśla Simota.
Jeśli chodzi o atmosferę, nie ma paniki. Jest podobnie jak kilka miesięcy temu. Trudne chwile przeżywają jednak przede wszystkim osoby, które straciły zatrudnienie lub własne biznesy. A jest ich naprawdę sporo - przyznaje zawodnik.
Jeśli chodzi o mnie, pomagam prowadzić biznes mojemu przyjacielowi. Cały czas pracuję w swoim warsztacie i próbuję zająć się wieloma innymi rzeczami, ale w obecnych czasach to wcale nie jest takie łatwe. Czekam, aż to wszystko się skończy. Chciałbym w końcu iść na siłownie, zagrać w hokeja, ale na razie nic z tego. Musimy czekać - podkreśla Simota, który w minionym sezonie startował tylko w lidze czeskiej.
Co z żużlem w Czechach? - Myślę, że można mówić o sukcesie. Byliśmy drugim krajem, który rozpoczął sezon, a później w lecie, wrześniu i październiku regularnie organizował zawody. To na pewno coś pozytywnego. W moim przypadku nie ma jednak zbyt wielu powodów do radości. Rozmawiałem z brytyjskim Plymouth i miałem podpisać tam kontrakt, ale ostatecznie pojawiły się problemy z BSPA i skończyło się na tym, że odjechałem zaledwie trzy spotkania dla ekipy AK Slany w czeskiej Ekstralidze i jedno dla drużyny z Koprivnic w pierwszej lidze - podsumowuje Simota.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.