Kryzys migracyjny na granicy z Białorusią i wojna w Ukrainie wymogły na rządzie PiS wprowadzenie zmian w armii. Szczególnie inwazja rosyjska na Ukrainę i przekazanie części naszego uzbrojenia sąsiadom wymogło zmiany i szybszą modernizację techniczną wojska. Zaczęły się więc ogromne zakupy.
Czytaj też: Pułapka Błaszczaka. "Możemy te dywizje mnożyć"
Minister Mariusz Błaszczak chętnie informował o kolejnych podpisywanych umowach i kontraktach. Plany były - i są nadal - bardzo ambitne. Do sił zbrojnych mają trafić liczone w setkach wyrzutnie rakietowe HIMARS i koreańskie K239 Chunmoo, nowe czołgi (Abrams i koreańskie K2), nowe samoloty, armatohaubice i wiele innego sprzętu.
Do tego dochodzą tak ogromne zakupy, jak samoloty F-35 czy śmigłowce Apache. W fazie realizacji są programy obrony przeciwlotniczej Wisła i Narew. Na nowe okręty (fregaty, jednostki rozpoznania radioelektronicznego SIGINT i podwodne) czeka Marynarka Wojenna. Łączny koszt tych planów idzie w miliardy. A nawet setki, nie dziesiątki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Umów zrywać nie wolno"
Co zrobić z tak ogromnymi planami? Zastopować? Zracjonalizować? A może rozłożyć w czasie? Typowany na nowego szefa resortu obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że jest za wcześnie na takie pytania, kiedy nie ma skrystalizowanego składu nowego rządu. Zapewnił jednak, że słuchany będzie głos wojskowych.
Zapytaliśmy o to byłego wiceministra obrony, odpowiedzialnego za modernizację armii - gen. Waldemara Skrzypczaka. Oficer rozpoczyna od tego, że w kontekście dalszej modernizacji armii należy postawić dwa zasadnicze pytania. Po pierwsze: na ile pokoleń – nie lat, ale jak mówi generał, właśnie pokoleń – zwiążą nas te umowy zakupowe? Po drugie: czy nas jako kraj stać na te wszystkie zakupy?
Nie wolno zrywać umów, ale po analizie trzeba dokonać rozłożenia tego w pewnym interwale czasowym. Wiemy, co chcemy kupić i w jakiej ilości, ale nie wiemy, za ile. Musimy zmienić filozofię rozwoju armii i nie mówię tu o sprzęcie, ale o ludziach - przekonuje gen. Skrzypczak.
Wskazuje, że w obliczu katastrofy demograficznej może się okazać, że będziemy mieli nowoczesny sprzęt, który będzie kurzył się w garażach, bo nie będzie ludzi do jego obsługi.
Gen. Skrzypczak powtarza kolejny raz, że nie powinno się zrywać już podpisanych umów. Należy jednak - jego zdaniem - dokonać pewnej ich racjonalizacji. Nowy rząd powinien wedle wojskowego sprawdzić, czy na pewno potrzeba nam tyle danego sprzętu. Przypomina on, że samych wyrzutni rakietowych, licząc łącznie amerykańskie HIMARS-y i koreańskie Chunmoo, ma być ponad 800.
Jest wreszcie jeszcze jedna możliwość, u nas z jakiegoś powodu pomijana: może warto byłoby zaprosić do realizacji zakupów partnerów zagranicznych. Mówimy m.in. o nowych czołgach. Pewnie potrzeba ich nam nawet 1000, ale zaprośmy do realizacji programu choćby Finów. Urealnijmy pewne rzeczy. Jest oczywiste, że to zmniejszy koszty zakupów - podkreśla Skrzypczak.
Modernizacja tak - ale z głową
Na nieco inny aspekt wskazuje były zastępca dowódcy strategicznego NATO, gen. Mieczysław Bieniek. Podaje on, że gdyby zsumować koszt wszystkich planów zakupowych MON, wychodzi około 60 mld euro do 2035 r. Co daje rocznie kilka miliardów euro na samą tylko modernizację i zakupy.
A przecież zakupy to nie wszystko. Trzeba jeszcze wyszkolić ludzi z obsługi. Do tego należy dodać zapasy amunicji. Ale clou jest w czymś innym. Programy trzeba realizować z głową. W NATO jest kilka "progów" osiągania efektów i wzmocnienia systemu obronnego. Zaczyna się od oceny zagrożeń, następnie tworzy się doktrynę obronną, która wynika ze Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, a potem ustala organizację, planuje trening I szkolenie, a później wyposażenie. Oprócz tego jest jeszcze logistyka, personel i dowodzenie, przywództwo i interoperacyjność. A nam dowódców w tej chwili brakuje - mówi o2.pl generał.
Jego zdaniem należy najpierw ustalić, jaką mamy i jaką chcemy mieć strukturę armii, a następnie na to nałożyć zakupy sprzętu i pozostałe wymienione elementy. Wyjść od oceny zagrożeń, doktryny obronnej i dokumentów planistycznych i wykonawczych do niej, a potem planować modernizację techniczną.
Jako żołnierz i obywatel popieram zakupy uzbrojenia. Ale pamiętajmy, że jesteśmy członkami NATO, w razie zagrożenia nie będziemy walczyć sami. Oczywiście, wzmacniając bezpieczeństwo musimy budować własne zdolności. Bezpieczeństwo nie oznacza wydawania pieniędzy na oślep. Dlatego: nie zastopowanie programów, ale ich racjonalizacja, przy jasnej informacji dla sejmowej i senackiej komisji obrony narodowej, no i dla nas obywateli, jak to proceduralnie wygląda - cena, przetargi offset itd. - przekonuje Bieniek.
"Plac budowy bez kierownika"
Później jednak generał jest bardziej krytyczny. To, o czym mówił, musi wynikać ze struktury planowania obronnego: to dokumenty strategiczne wynikając ze Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, którą należy uaktualnić i uwzględnić w niej elementy koncepcji strategicznej NATO z 2022 r. W tym mieści się zarówno planowanie operacyjne, jak i programowanie obronne, a w tym z kolei PMT – Plan Modernizacji Technicznej.
Na dziś to wszystko jest zagadką: nie znamy metodologii planowania obronnego nawet w tej części jawnej.
Armia przypomina dziś wielki plac budowy bez kierownika: tu deski, tu pręty a tam trochę betonu. Zapytam dodatkowo: co z kwestią dowodzenia? Czekamy przecież na kolejną reformę Systemu Kierowania i Dowodzenia. Na dziś mamy niejasny, chaotyczny podział, w którym w łańcuchu dowodzenia ujęty jest Szef Sztabu Generalnego oraz dowódcy: operacyjny i generalny. Ten ma pod sobą ponad 600 jednostek, a nie ma dowódców rodzajów wojsk, tylko inspektorów rodzajów wojsk - podsumowuje gen. Bieniek.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.