Przekręty na gwiazdy to dość standardowa sytuacja w polskim internecie. Krążyły już reklamy, które wykorzystywały wizerunek Piotra Kraśki, Kingi Rusin, Ewy Drzyzgi, Kuby Wojewódzkiego czy Martyny Wojciechowskiej.
Kolejną ofiarą naciągaczy stała się Beata Tadla. Dziennikarka opublikowała na swoim Instagramie filmik, z którego wynika, że "opowiedziała na żywo o tajnej platformie do zarabiania pieniędzy, którą polskie władze ukrywały przed ludźmi".
Ludzie, którzy stworzyli spot, zapewniają, że "każdy Polak może zarobić rocznie 4 mln 257 tys. zł". W filmiku rzeczywiście słyszymy Beatę Tadlę wypowiadają tę kwotę, ale to po prostu wycięty fragment któregoś z finałów WOŚP. Co więcej, całe nagranie jest czytane przez syntezator mowy.
Reakcja dziennikarki mogła być tylko jedna. Przy okazji wyznała, że sprawą zajmują się odpowiednie służby.
W sposób ohydny został wykorzystany mój wizerunek do promocji czegoś o niewiadomej proweniencji. Sprawa została zgłoszona i mam nadzieję, że będzie wyjaśniona – napisała.
W dalszej części wpisu Tadla wspomina o tym, że do stworzenia fejkowego nagrania wykorzystano dostępne w internecie fragmenty publikacji z jej udziałem.
Zrobiono to bezprawnie, bez zwracania uwagi na logotypy mediów, którym udzielałam wywiadów na zupełnie inne tematy! Ktoś napisał kłamliwy tekst, ktoś go nagrał… Ktoś się natrudził. Ciekawe tylko, kto i ile na tym zarobił – wyjaśniła.
Na końcu Tadla wyjaśniła, dlaczego postanowiła załączyć fragment materiału
"ze sobą". Zaapelowała też do internautów.
Czytaj także: Świat się dla niego zawalił. Nie spodziewał się tego
"Załączam fragment tego wstrętnego materiału, bez części z nazwą platformy, którą rzekomo reklamuję, a której nie zamierzam pokazywać i napędzać uwagi. I prośba do was - jeśli kiedykolwiek traficie na ten film, nie wchodźcie w wyświetlony link, nie dajcie się nabrać oszustom" – czytamy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.