Polska edukacja od lat pozostawia wiele do życzenia. Przewrót, jaki nastąpił w wielu państwowych szkołach pod rządami ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka sprawia, ze coraz więcej rodziców szuka alternatywnych rozwiązań edukacyjnych dla swoich pociech.
Szczególnie dotyczy to tych z dzieci, które dopiero rozpoczynaj swoją przygodę w szkolnych murach. Rodzice często już na początku ich edukacyjnej ścieżki pragną nieco bardziej ludzkiego i niesystemowego podejścia, które ograniczy stres u siedmiolatków.
Czytaj także: Szkoła miała zmusić uczniów do mszy. Ostry wpis fundacji
Z podobnego założenia wyszła mama dwóch synów, która z pierwszym dzieckiem miała nie najlepsze doświadczenia ze szkołą rejonową. By uniknąć nieprzyjemnych sytuacji w przypadku młodszego synka, zdecydowała się zapisać go do szkoły społecznej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na stronie placówki czytała o wartościach jakimi się kierują. Wśród nich wymieniona była czułość wobec potrzeb dziecka, brak rywalizacji oraz dostosowywanie sposobu pracy z uczniem do jego indywidualnych potrzeb.
Ponieważ jej synek był w trakcie diagnozy uznała, że to dobry wybór, tym bardziej, że szkoła miała świetne opinie w internecie. Teraz o swoich doświadczeniach kobieta opowiedziała na łamach wprost.pl.
Matka siedmiolatka tłumaczy, że decyzja by zbadać syna pod kątem autyzmu podjęła sama, wcześniej nie miała sygnałów od nauczycieli przedszkolnych, aby z dzieckiem zachowywało się inaczej niż jego rówieśnicy.
Jego nadpobudliwość i brak kontroli nad emocjami przypisywany był reakcji na stres związany z chorobą onkologiczną matki. Jednak gdy powodem okazało się spektrum autyzmu, szkoła pozbyła się syna.
Jak podaje wprost.pl szkoła pozbyła się chłopca już po kilku dniach, tłumacząc to brakiem gotowości do podjęcia przez niego nauki w szkole. Matce władze placówki miały zasugerować, że lepiej, aby poczekał kolejny rok w przedszkolu.
Takie działania ze strony szkoły kobieta określa jasno: "Szkoła potraktowała moje dziecko jak wybrakowany towar i je po prostu wyrzuciła" - kwituje w rozmowie z portalem.
Złudzeń nie mają też eksperci zajmujący się tematem edukacji, którzy na łamach wprost.pl komentują, że niejednokrotnie prywatne szkoły to po prostu... biznes, a dzieci z orzeczeniem są dla nich jedynie balastem. Z kolei szkoły twierdzą, ze takie działanie często wynika z postaw innych rodziców, którym zależy na wysokim poziomie nauczania w placówkach.