W 2000 roku sześcioletnia Aleksandra Janczarska zakrztusiła się tabletką. Od tamtej pory przebywa w śpiączce, a nieszczęśliwy wypadek na zawsze zmienił życie Ewy Błaszczyk. W 2002 roku aktorka założyła fundację "Akogo?". Jednym z jej celów była budowa ośrodka neurorehabilitacyjnego przeznaczonego dla małych pacjentów i ich rodziców.
Czytaj także: Pandemia COVID-19. WHO: Europa wkracza w nowy etap
Pod koniec 2012 roku przy Centrum Zdrowia Dziecka powstała Klinika Budzik. Do tej pory udało się w niej wybudzić ponad osiemdziesięcioro dzieci. Niestety, w tym gronie wciąż nie ma córki Ewy Błaszczyk.
Ostatnio aktorka w rozmowie z jedną z gazet wyznała, że wciąż szuka i próbuje nowych terapii dla Aleksandry. Tak Błaszczyk mówiła o kondycji zdrowotnej córki:
- Właściwie już wykorzystaliśmy wszystkie możliwości. Ona się oczywiście poprawia, bo cały czas pracujemy ciężko z całym teamem i wykorzystujemy stymulator w przedłużonym rdzeniu tylnego sznura. To, co robiliśmy z Japończykami. Ola była najtrudniejszym pacjentem w tej grupie, najbardziej oddalonym od zdarzenia, co zawsze gorzej rokuje. Ale bardzo wielu osobom się znacznie poprawiło, więc to ma sens - wyznała w rozmowie z "Super Expressem".
Mimo wspomnianych słabych rokowań Ewa Błaszczyk nie traci nadziei i upatruje jej w postępie medycyny. Jest świadoma, że jedyne, na co może jednak liczyć, to cud.
- W tej chwili genetyka i komórka macierzysta neuralna to jest coś takiego, nad czym zaczęliśmy pracę i będziemy szukać grantów po całym świecie. To jest takie światełko w tunelu. Na tym poziomie tego, co jest dostępne w tej chwili, można liczyć na cud. Ale mam z nią kontakt emocjonalny i niewątpliwie ona jest - podkreśliła aktorka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.