Dramat Wietnamczyków z Marywilskiej 44. "Nie wiem, jak potoczy się moje życie"

117

Pożar przy Marywilskiej 44 strawił dobytek wielu drobnych przedsiębiorców. Nguyen Van Son, 42-letni wietnamski handlarz, który do Polski przeprowadził się 18 lat temu, mówiąc o swojej stracie z trudem powstrzymał łzy. - Wszystko spłonęło, nie mam pieniędzy w kieszeni - wyznał.

Dramat Wietnamczyków z Marywilskiej 44. "Nie wiem, jak potoczy się moje życie"
Dramat Wietnamczyków z Marywilskiej 44. "Nie wiem, jak potoczy się moje życie" (PAP, Leszek Szymański)

W niedzielę, 12 maja, jedno z największych centrów handlowych w Warszawie stanęło w ogniu. Spaliło się około 90 procent budynku, w którym znajdowało się ponad 1400 sklepów i punktów usługowych.

Jest to prawdziwy dramat dla kupców, ich rodzin i pracowników. - Wszystko spłonęło, nie mam pieniędzy w kieszeni - powiedział w środę, 15 maja, Nguyen Van Son, 42-letni wietnamski handlarz, który do Polski przeprowadził się 18 lat temu, cytowany przez portal dailymail.co.uk.

Mężczyzna stracił całe swoje źródło utrzymania - odzież w trzech sklepach, sprzęt w dwóch salonach stylizacji paznokci i dużą sumę gotówki, którą miał w swoim biurze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Tłit - Tomasz Trela

42-letni wietnamski handlarz swoje straty oszacował na 2 miliony złotych. - Nie mam teraz pracy. (...) Nie wiem, jak potoczy się moje życie - dodał.

Głos ws. zabrał także Lena Ninh, która mieszka w Polsce od 15 lat. - W ciągu kilku godzin straciliśmy wszystko - nasze bogactwo, dorobek naszego życia. Teraz tysiące ludzi jest bez pracy - wyznała w środę, 15 maja, cytowana przez portal dailymail.co.uk.

Nie mamy jeszcze planu, nie mamy kierunku, jak teraz żyć, aby utrzymać rodzinę - dodała.

Prowadziła bar w hali przy Marywilskiej 44. "Nie wiem, co dalej"

Z kolei Onet rozmawiał z właścicielką baru Hanoi, który działał w hali przy Marywilskiej 44. - Do mojego baru przychodziło bardzo wiele osób. Najwidoczniej im smakowała moja kuchnia. Dlatego prowadziłam ten bar wiele lat i to było moje źródło utrzymania - mówiła właścicielka baru.

Teraz spłonęło wszystko. Cały mój dobytek. Najcenniejsze rzeczy trzymałam w pawilonie, bo wydawało mi się, że są bezpieczniejsze tam, niż w mieszkaniu, bo przecież tam była ochrona i kamery. Niestety, miałam tam też wszystkie swoje dokumenty i oszczędności - dodała.

Kobieta w rozmowie z Onetem podkreśla, że straciła wszystko. - Na razie nie wiem, co dalej. Czekamy na jakieś nowe informacje. Będę musiała jakoś sobie poradzić i znaleźć nową pracę i miejsce, w których będę mogła przyrządzać swoje potrawy. Ale na pewno nie chcę wyjeżdżać z Polski. Podoba mi się tu, dobrze się tu żyje - wyznała.

Z szacunków wynika, że pracę na Marywilskiej 44 mogło stracić nawet dwa tysiące osób pochodzenia wietnamskiego. W związku z pożarem powołano do życia "Wietnamski Komitet ds. Pomocy Kupcom z Marywilskiej 44".

Dzięki tej inicjatywie zebrano pieniądze na zapomogi i wynegocjowano, że inne centra handlowe udostępnią pogorzelcom zastępcze miejsca, w których będą mogli prowadzić swój biznes.

Trwa ładowanie wpisu:facebook
Autor: NJA
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić