Debiut trzeciej generacji Klasy S (W140) był zaplanowany na 1991 rok, a prace nad nowym modelem pochłonęły aż 1 mln dolarów. Pod maskę topowej wersji miała trafić 6-litrowa jednostka V12 o mocy 408 KM, jednak gdy Mercedes usłyszał o wyczynie BMW, który stworzył prototyp flagowej limuzyny – Serii 7 – napędzany silnikiem V16, poczuł ukłucie zazdrości.
Grupka inżynierów rozpoczęła więc prace nad nową, niespotkaną dotąd w seryjnie produkowanym aucie, jednostką. Żeby 18-cylindrowy silnik zmieścił się pod maską Klasy S, postanowiono umieścić po 6 cylindrów w trzech rzędach, zamiast po 9 w dwóch. Dzięki temu inżynierowie mogli zastosować części z istniejącego już silnika 2.6.
Ostatecznie silnik miał mieć pojemność 8 litrów i występować w dwóch wersjach – 490 KM i 750 Nm, oraz aż 680 KM i 800 Nm. Słabsza przewidziana była do Klasy S (prawdopodobnie pod nazwą 800 SEL), zaś mocniejsza miała trafić do nowego supersamochodu mercedesa. Prace były na tyle zaawansowane, że silnik otrzymał swoje wewnętrzne oznaczenie M216.
Mimo że pomysł spodobał się zarządowi, projekt ostatecznie odrzucono. Powód był prozaiczny – wcześniej wspomniane 6-litrowe V12, które było już w ostatniej fazie testów i badań, spełniało niemal wszystkie stawiane oczekiwania – silnik zachwycał kulturą pracy, zapewniał doskonałe osiągi oraz był wystarczająco prestiżowy. Obawiano się także, że zarówno cena jak i zużycie paliwa skutecznie zniechęcą potencjalną klientelę. Gdyby jednak pomysł doczekał się realizacji, bez wątpienia mielibyśmy do czynienia z jednym z najbardziej spektakularnych silników w historii motoryzacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.