45-letni Beyers Coetzee chciał zaprowadzić stado słoni, które zabłądziło, w bezpieczne miejsce. Pomagali mu w tym inni pracownicy rezerwatu w Mawana.
Gdy do przejścia zostało już zaledwie kilkaset metrów, dwa słonie oddzieliły się od stada. W pewnym momencie wybiegły zza krzaków depcząc 45-latka. Mężczyzny nie udało się uratować.
Teraz władze mają zadecydować, czy stado, w którym jest 31 słoni, ma zostać zabite. Przyjaciele 45-latka podkreślają jednak, że śmierć zwierząt to ostatnie, czego chciałby Coetzee. Twierdzą, że słonie były spanikowane i chciały chronić swoje stado.
Pojawiły się wezwania do uśmiercenia stada słoni z powodu śmierci Beyersa i dlatego, że wciąż uciekają, ale uwierzcie mi, to ostatnia rzecz na ziemi, której by chciał. To nie są agresywne słonie, ale tamtego dnia zmuszano je do opuszczenia terenu i te dwa samce były sfrustrowane. Żaden z tych słoni nie powinien zostać zabity, ponieważ Beyers poświęcił się, by je ratować - powiedział bliski przyjaciel ofiary, 34-letni DereckMilburn.
Przed śmiercią Beyers Coetzee walczył o to, by władze zwiększyły obszar rezerwatu i ogrodziły go. Przez brak odpowiednich zabezpieczeń, słonie wielokrotnie uciekały. Teraz inni ekolodzy, którzy pracowali z 45-latkiem, starają się zebrać 800 tys. funtów, by zbudować 100 km ogrodzenia i w ten sposób uratować zwierzęta przed śmiercią.
Zobacz także:Starożytne pancerniki. Były wielkości samochodu
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.