27-letni mężczyzna ze stanu Nowy Jork zmarł nagle. Miało to miejsce 28 marca 2020 roku. Dwa dni później, badania po jego śmierci wykazały obecność koronawirusa w jego organizmie. To ogromne ostrzeżenie dla nas wszystkich, pokazujące jak niebezpieczna jest ta choroba. Nie powinniśmy w tych czasach niczego lekceważyć.
Ofiarą okazał się Vinnie Coon, co potwierdziła jego rodzina. Jego brat, Pat, informuje, że do ich mieszkania wezwano doktora na dziewięć dni przed śmiercią. Vinnie wykazywał wiele objawów, które można było połączyć z koronawirusem. Doktor zalecił jednak pozostanie w domu oraz izolację chorego.
Jestem zdewastowany, ale i wściekły na to, co się wydarzyło. Myślę, że niektóre osoby nie zrobiły wszystkiego, co w ich mocy, aby uratować życie mojemu bratu. Uważam, że powinny zostać podjęte dodatkowe kroki - mówi w wywiadzie dla amerykańskiej prasy brat ofiary.
Najbardziej widocznym objawem u Vinniego była gorączka. Potwierdziła to jego matka, która czuwała przy nim odkąd zaczął się zdecydowanie gorzej czuć.
Jego ciało było jak ogień, był naprawdę niewiarygodnie gorący. Ambulans przyjechał, a medycy robili, co mogli, aby uratować mu wtedy życie. Odbyła się nawet resuscytacja krążeniowo-oddechowa, jednak mój syn już do nas nie wrócił - informuje załamana matka.
Nowy Jork centrum pandemii. Brakuje respiratorów
W stanie Nowy Jork w ciągu ostatniej doby potwierdzono 432 nowe przypadki śmiertelne. Łączna liczba ofiar w tym rejonie wynosi już 2373. Na domiar złego, gubernator stanu Andrew Cuomo poinformował opinię publiczną, że przy aktualnym zaopatrzeniu, respiratorów dla zarażonych wystarczy na zaledwie 6 najbliższych dni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.