Stan światowych oceanów jest z roku na rok coraz gorszy. Rocznie do oceanu trafiają miliony ton plastiku i innych zanieczyszczeń niszczone są siedliska ryb a destrukcja linii brzegowych i raf koralowych destabilizuje całe morskie ekosystemy. Jednak według artykułu opublikowanego w czasopiśmie "Nature", proces ten można odwrócić.
Międzynarodowy zespół naukowców, z uniwersytetów m.in. z Niemiec, Arabii Saudyjskiej, Chile i USA, przedstawił wnioski według, których wdrożenie na całym świecie planów zrównoważanego rozwoju mogłoby przywrócić oceany do stanu w jakim znajdowały się jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Jak twierdzą autorzy badania, kluczowymi elementami przywracania wszechoceanu do prawidłowej kondycji jest zmniejszenie emisji zanieczyszczeń i produkowanych śmieci, zmiana metod połowu ryb, czy objęcie dużych połaci wód ścisłą ochroną. Wszystko to będzie kosztować miliardy dolarów rocznie, lecz, według naukowców, zyski z tego będą dziesiątki razy większe.
Globalne ocieplenie
Zaburzenia w morskim ekosystemie - np. zmiana biegu prądów oceanicznych, z powodu topnienia lodowców - napędza zmiany klimatu i odpowiada za wiele katastrof naturalnych długotrwałych susz, powodzi i huraganów. Dbałość o morską faunę - np. namorzyny i słone mokradła może pomóc powstrzymać efekt cieplarniany. Według badań rośliny te mają niezwykłą zdolność pochłaniania dwutlenku węgla.
Okienko, w którym możemy zapewnić naszym wnukom zdrowy ocean zamyka się. Mamy jednak wiedzę by to zrobić - twierdzi kierujący zespołem badaczy Carlos Duarte z saudyjskiego uniwersytetu im. Króla Abdullaha - Jeśli tego nie zrobimy, skażemy naszych potomków na życie pośród oceanów, które nie będą mogły zaspokoić ich potrzeb.
Zobacz także: Oceany przyspieszają. Eksperci o kolejnych skutkach globalnego ocieplenia
Niszczenie łowisk
Jednym z ważniejszych wyzwań jest zatrzymanie procesu przeławiania. Współczesne rybołówstwo kierując się zasadą największego zysku, niszczy naturalne środowiska morskich istot, które w następnych latach nie są już w stanie się odradzać.
Zbyt obfite połowy w jednym roku, prowadzone bardzo destrukcyjnymi metodami, sprawiają, że w następnych latach całe obszary oceanu są właściwie spustoszone. O ile międzynarodowe korporacje mogą przenieść się gdzie indziej, to dla lokalnych rybaków oznacza to brak dostępu do żywności, którą pozyskiwali z morza. Tak jest np. na Karaibach, gdzie wielkie firmy doprowadzają do ginięcia raf koralowych, będących siedliskiem dla niezliczonych gatunków ryb.
Jednym z najważniejszych sygnałów, które wysyłamy jest - jeśli przestaniecie wymordowywać istoty morskie, to po jakimś czasie powrócą. To ma sens ekonomiczny, związany z naszym dobrostanem i, oczywiście, z ekologią - mówił "Guardianowi" współautor badania, Callum Roberts z uniwersytetu w Yorku, w Wielkiej Brytanii i dodaje, że najgorsza sytuacja panuje m.in. na Morzu Śródziemnym, Bałtyku, czy w Zatoce Meksykańskiej, które są "właściwie wielkimi sieciami rybackimi".
Niszczenie podwodnego życia zaburza całą stabilność środowiskową, której skutki są nieraz katastrofalne. Badacze twierdzą jednak, że mamy przykłady ochrony fragmentów oceanu, które zakończyły się sukcesem. Tak było np. z projektem ratowania siedlisk ostryg na szkockiej wyspie Arran. Ostrygi mają wielkie zdolności oczyszczania wody. Dzięki stworzeniu obszaru ochronnego, populacja tych mięczaków bardzo się zwiększyła, co przyczyniło się np. do zwiększenia dostępności ryb.
Stworzenie takiego projektu w skali całego świata (badacze wzywają do objęcia ochroną 1/3 powierzchni oceanów), będzie jednak niewyobrażalnie trudniejszym wyzwaniem.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.