Australię zasiedlali w XVIII wieku osadnicy i zesłańcy z całej Anglii, także z Irlandii i Niemiec. Wtedy rozpoczął się proces powstawania nowego akcentu. Miks dialektów i sposobów wymawiania głosek nowych mieszkańców kontynentu zlał się się w zupełnie nowy i oryginalny akcent.
Dean Frenkel, wykładowca Victoria University w Melbourne podkreśla, że "ten koktajl językowy był wzmocniony alkoholem".
Nasi przodkowie regularnie upijali się razem i te kontakty "po kielichu", nieświadomie, "dodały" pijacki bełkot do modulacji głosu w naszej mowie. Przez ostatnie dwa stulecia trzeźwiejący rodzice przekazywali go swoim dzieciom - przekonuje ekspert od komunikacji werbalnej i wystąpień publicznych.
Frenkel wyjaśnia, że przeciętny Australijczyk - mówiąc - wykorzystuje jedynie 2/3 potencjału mięśni służących artykulacji.
Pozostała część leniwie leży na kanapie. Ponadto brakuje w naszej mowie spółgłosek, a niektóre samogłoski przemieniły się w inne - tłumaczy dalej.
Sposób mówienia Australijczyków nie jest związany z grupą społeczną z której się wywodzą. Angielski w wersji australijskiej ma równie wielu zwolenników, co przeciwników.
Zagorzałym krytykiem mowy z Antypodów był m.in. Winston Churchil. Z kolei Mark Twain uważał tendencję do skracania słów i połykania sylab za "przyjemny sposób zmiękczania akcentu, który tworzy miłą dla ucha intonację". O historycznych źródłach australijskiego akcentu wspomniał swego czasu komik Adam Hills.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.