Bohaterem opartego na faktach obrazu jest Edward Snowden (Joseph Gordon-Levitt), były pracownik CIA i NSA, który, nie zgadzając się w praktykami władzy, ujawnił światu informacje na temat amerykańskich i brytyjskich rządowych programów inwigilowania obywateli.
"Snowden" jest klasyczną biografią, choć skoncentrowaną jedynie na pewnym okresie z życia tytułowego bohatera. Poznajemy go w chwili, gdy przygotowuje się z dziennikarzami do ujawnienia tajnych informacji. Jego przeszłość pokazana jest w formie retrospekcji przedstawiających najważniejsze w jego życiu momenty.
Oliver Stone jest sprawnym reżyserem. Potrafi opowiadać, umie zaciekawić widza. Co prawda, jak wielu innym, i jemu zdarza mu ulec pokusie i zaproponować dłużyzny, zbędne ujęcia, ale najczęściej "Snowdena" ogląda się dobrze i z zainteresowaniem. Brakuje nieco napięcia, Joseph Gordon-Levitt nie do końca jest przekonujący (za to Rhys Ifans i Nicolas Cage naprawdę dobrzy), ale to są drobiazgi.
*Ze "Snowdenem", jak i większością dzieł twórcy "JFK", problem jest inny. *Jest on szalenie tendencyjny i spolaryzowany. W jego wizji świata nie ma miejsca na szarości, półcienie i półprawdy. Raz obrany punk widzenia jest jedynym właściwym. Owszem, bohater jest skonfliktowany, walczy ze sobą, widzimy jego przemianę, ale na tym koniec. Same działania Snowdena nie są w żaden sposób kwestionowane. Nie chodzi bynajmniej o to, czy Stone/Snowden mają rację, po prostu, dla dobra filmu, lepiej byłoby, gdyby było więcej wątpliwości, gdyby pojawiło się inne spojrzenie, inna perspektywa, inna ocena.
W piosence na napisach końcowych Peter Gabriel zastanawia się "amerykański bohater czy zdrajca zasługujący na śmierć". Tego pytania nie stawia Stone. On nie ma wątpliwości i nie pozwala, by jakiekolwiek miał widz.
Autor: Megafon.pl
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.