Doszło do niego z dwóch prostych względów. Po pierwsze – Szpilka wyjdzie do każdego, czy ten ktoś nazywa się Dereck Chisora, czy Deontay Wilder, czy sam Goliat. Po drugie – jeśli ma ambicje mistrzowskie, a ma, to musi walczyć z zawodnikami pokroju Chisory.
Anglik to gatekeeper – ktoś, kto nie zalicza się do ścisłej czołówki wagi ciężkiej, ale bynajmniej też nie należy do drugiej ligi. Jest kimś z pogranicza – stróżem, którego trzeba ominąć, żeby przejść przez próg prowadzący do ekstraklasy. Stróżem barczystym, ważącym 116 kg i rozstawionym na całą szerokość drzwi.
Innymi słowy – spotkanie z takim stróżem to jak zderzenie ze ścianą. Można tę ścianę skruszyć, tak jak zrobił to np. Dillian Whyte, który w grudniu znokautował Chisorę w jedenastej rundzie. Ale Whyte miał do tego argumenty – jednym z nich był młot w rękawicach.
Szpilka takiego młota nie ma. Polak od lat z nikim nie wygrał przed czasem. Jego ciosy na tle Chisory czy Whyte’a to jak – nomen omen – ukłucie szpilki, podczas gdy uderzenia Chisory są jak wielkie, wbijane ciężkim młotem gwoździe.
Można oczywiście umknąć przed takim młotem i Chisorę ograć, ale patrząc na Szpilkę z ostatnich walk, nic nie wskazywało na to, żeby mógł to zrobić. Szpilka został niestety rzucony na pożarcie. Wie o tym jego promotor, który na gorąco po walce w Londynie przyznał, że popełnił błąd i dopuścił do pojedynku, którego nie powinno było być.
Łatwo o taki błąd, gdy ma się pod skrzydłami Szpilkę – ringowego szaleńca, człowieka opętanego walką, szczerze wierzącego, że przeniesie góry. Łatwo mu uwierzyć, że to zrobi, ale jak na razie wszystkie takie wyprawy obnażały jego słabości i kończyły się twardym upadkiem. Szpilka został znokautowany w swojej karierze już cztery razy, w tym dwa razy ciężko – przez mistrza świata Deontaya Wildera, a teraz przez Chisorę.
Po takiej wyprawie w zaświaty jak wczoraj muszą przyjść refleksje – i na temat swojego zdrowia, i na temat przyszłości w ringu. Szpilka ma dopiero 30 lat i jak na wagę ciężką jest zawodnikiem stosunkowo młodym. Nie będzie więc raczej kończyć kariery. Tym bardziej że wciąż ma nazwisko, które dobrze się sprzeda w Polsce, i prawdopodobnie – o ile go wczorajszy nokaut za mocno nie naruszył – ciągle będzie go stać na dobre występy na krajowym podwórku.
Bo wielkie ambicje międzynarodowe, jeśli nie na zawsze, to przynajmniej na razie musi odłożyć na bok. Ale jeśli popracuje nad błędami, odniesie kilka zwycięstw i jego apetyt zostanie pobudzony, to znowu będzie można próbować zaatakować szczyt. O ile obiorą wraz z promotorem rozsądniejszą drogę – taką, na której nie napotkają ściany.
Bo Szpilka jak ten Syzyf – ponownie ruszy pod górę. I można mu pomóc na nią wejść, ale też uważać, żeby znowu z niej nie spadł.
Przeczytaj też:
- Ewa Piątkowska pracuje na Lotnisku Chopina. "W boksie nie jest kolorowo"
- Znany bokser nic nie jadł przez 21 dni. "Wytrzymałbym i 40, jak Jezus"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.