Od momentu, kiedy Straż Miejska przestała kontrolować prędkość, bezpieczeństwo na wrocławskich drogach się poprawia. Jest mniej wypadków, rannych i zabitych. Przypomnijmy, że SM straciła prawo do rejestrowania wykroczeń na drogach za pomocą fotoradarów. Pomysł poprzedniego rządu wszedł w życie 1 stycznia 2016 roku. Obecnie rządzący nie wykluczają powrotu urządzeń na drogi, a przynajmniej ich części.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wykroczenia drogowe rejestrowane przez fotoradary stanowiły bardzo łatwe i pewne źródło zasilające samorządowe kasy. W samym Wrocławiu mandaty generowały przychód w budżecie miasta w wysokości 2,5 milionów złotych rocznie. Od września do końca grudnia 2015 roku liczba wypadków zmniejszyła się o blisko 8%, w porównaniu do roku poprzedniego. Mniej było też rannych - 15% i aż 90% mniej ofiar śmiertelnych! Straż Miejska nie rejestrowała już wtedy wykroczeń, bo okazało się, że ich urządzenia pracują na częstotliwościach zarezerwowanych dla wojska.
Rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski nie chciał skomentować statystyk. Przypomniał natomiast, że w połowie ubiegłego roku weszła bardzo istotna zmiana w kodeksie ruchu drogowego. Chodzi o obligatoryjne zatrzymywanie prawa jazdy przez policję na trzy miesiące po przekroczeniu prędkości o co najmniej 50 km/h w terenie zabudowanym.
Ta zmiana w widoczny sposób przyczyniła się do tego, że kierowcy jeżdżą wolniej. To ważne, bo większość wypadków jest skutkiem połączenia nadmiernej prędkości i brawury – zaznacza Paweł Petrykowski
Straż Miejska we Wrocławiu widzi swój udział w poprawie bezpieczeństwa.
Spadek liczby wypadków we Wrocławiu w ubiegłym roku to tylko potwierdzenie, że nasze wieloletnie działania przyniosły spodziewany efekt. Najważniejsze, że jest bezpieczniej. Czy to zasługa nasza, przepisów czy łagodnej zimy, naprawdę nie ma znaczenia - powiedział dla gazetawroclawska.pl, Waldemar Forysiak, rzecznik Straży Miejskiej we Wrocławiu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
