Wszystko wydarzyło się w ubiegły weekend, jednak dopiero teraz sprawa wyszła na światło dzienne. Wyruszająca ze stolicy Tatr limuzyna Gowina miała najechać na kamień, który uszkodził jedną z opon. Choć informacja o spadku ciśnienia wyświetliła się na desce rozdzielczej, BOR nie zadecydował o zatrzymaniu auta. Samochód dojechał aż do Krakowa i dopiero tam wicepremier przesiadł się do bmw z kolumny prezydenta - ustaliła "Rzeczpospolita".
Gowinowi udało się bezpiecznie dojechać do Warszawy. Według uzyskanych przez "Rzeczpospolitą" informacji auto Gowina dotarło z Zakopanego do Krakowa, polegając jedynie na znajdującej się w oponie wkładce run-flat. Zgodnie z zaleceniami producenta, korzystając z tego wzmocnienia ścianki opony można przejechać maksymalnie 80 kilometrów nawet kiedy nie ma w niej ciśnienia.
To wbrew jakimkolwiek zasadom ochrony najważniejszych osób w państwie, jestem zszokowany - cytuje wypowiedź jednego z byłych szefów BOR "Rzeczpospolita".
BOR twierdzi jednak, że nie doszło do naruszenia procedur bezpieczeństwa. W pisemnym oświadczeniu kpt. Grzegorz Bilski z biura komunikacji BOR podkreśla, że incydent "nie wpłynął na obniżenie poziomu bezpieczeństwa osoby ochranianej". Podobne problemy Biuro Ochrony Rządu miało już wcześniej. W marcu zeszłego roku limuzyna wioząca Andrzeja Dudę wpadła do rowu po wystrzale tylnej opony.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.