Konflikt zbrojny z Koreą Północną mógłby się źle skończyć dla wojsk USA. Generał Jan-Marc Jouas podkreśla, że siły amerykańskie w Korei Południowej liczą w tej chwili zaledwie 28,5 tysiąca żołnierzy, a to drobny ułamek tego, czym dysponuje dyktator z Pjongjangu. Nawet jeśli dojdą do tego wojska południowokoreańskie, to i tak Koreańczycy z Północy będą zdecydowanie przeważali liczebnie. Dodatkowo, Amerykanom może brakować wyposażenia i zapasów.
Kim Dzong Un ma około 1,2 mln żołnierzy i jest to jedna z najliczniejszych armii świata. Jednak nie tylko to spędza sen z powiek generała Jouasa - pisze "Newsweek". Wojskowy podkreśla, że nawet działania militarne na niewielką skalę doprowadziłyby do wybuchu wojny o wielkich rozmiarach. Co gorsza - jest bardzo prawdopodobne, że potencjał jądrowy Pjongjangu nie zostałby zniszczony całkowicie. Kim mógłby go wykorzystać.
W przeciwieństwie do każdego konfliktu od czasu ostatniej wojny koreańskiej, nie będziemy w stanie odpowiednio powiększyć i przygotować naszych sił przed rozpoczęciem działań - alarmuje były zastępca szefa sił USA w Korei Południowej i były dowódca floty powietrznej Amerykanów w tym kraju.
Odpowiednie wzmocnienie sił USA zajęłoby od dni do nawet miesięcy. W tym czasie Amerykanie i ich sojusznicy będą zagrożeni w bazach atakami bronią konwencjonalną i chemiczną - ostrzega generał. W takiej sytuacji dotarcie kolejnych żołnierzy, sprzętu i zaopatrzenia byłoby niezwykle trudne, a może nawet niemożliwe.
Straty w ludności cywilnej byłyby ogromne, a setki tysięcy Koreańczyków z Południa rzuciłoby się do baz amerykańskich, by zapewnić sobie bezpieczeństwo i oczekując ewakuacji - kreśli ponury obraz amerykański wojskowy.
Instalacje wojskowe Kima nad granicą dzieli od Seulu zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. W stolicy Korei Południowej i okolicy mieszka ok. 25 mln ludzi, którzy staliby się łatwym celem dla Kim Dzong Una. Ewakuacja cywilów - według autora analizy - byłaby w zasadzie niemożliwa.
Generał Jan-Marc Jouas uczestniczył w opracowaniu planów na wypadek ataku Kima. Był zaangażowany w ten projekt od stycznia 2012 do grudnia 2014 roku. Teraz jest już na emeryturze. Swoje obawy zawarł w liście skierowanym do członków amerykańskiego Kongresu.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.