Telefony przestraszonych ludzi zaalarmowały szwedzkich antyterrorystów. Doniesienia o grupie brodatych mężczyzn machających czarnymi flagami w ruinach zamku Braehus brzmiały poważnie.
Przybyli na miejsce mundurowi osłupieli. Zamiast islamskich terrorystów zastali uczestników spotkania klubu brodaczy. Okazało się, że szwedzki oddział organizacji "Bearded Villains” zebrał się w zamczysku u brzegów jeziora Wetter. To była zwyczajna... sesja zdjęciowa.
Około 30 brodatych, elegancko ubranych mężczyzn śmiało się i żartowało. Choć na ich fladze są dwie skrzyżowane szable, o skracaniu kogokolwiek o głowę nie mogło być mowy. Sami brodacze byli nie mniej zdumieni niż policjanci.
Jednak Andreas Fransson, członek klubu, poskarżył się mediom.
Doniósł na nas jakiś przerażony kierowca. Myślał, że jesteśmy terrorystami z Państwa Islamskiego. To dziwne, jak szybko ludzie potrafią działać, opierając się jedynie na pierwszym wrażeniu. Pośmialiśmy się z gliniarzami i pojechali sobie. Surrealistyczne przeżycie - powiedział gazecie "The Independent".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.