Bartosz Boruciak: Idziesz w dobrą stronę?
Dawid Podsiadło: Wydaję mi się, że tak. Wciąż się rozwijam i nie stoję w miejscu. Myślę, że włożyłem więcej pracy w moją nową płytę, chociaż z drugiej strony nie zrezygnowałem z tego, co charakteryzowało mój pierwszy krążek. Wiele kompozycji powstało w tym samym czasie, więc łatwo można dostrzec podobieństwo między nimi.
Do czego odnoszą się tytuły twoich płyt “Comfort and Happiness” oraz “Annoyance and Dissappointment”? Opisują stan twoich emocji, a może komentują polską branżę muzyczną?
Tytuły zostały wzięte z gry "Final Fantasy VIII", w której pewna kobieta mówi głównemu bohaterowi, czym dla niej jest. Stwierdza, że jest komfortem i szczęściem oraz rozdrażnieniem i rozczarowaniem.
Masz jeszcze czas na gry?
Oczywiście, że tak. Na konsoli ostatnio przeszedłem „The Last of Us”. Jestem tym bardzo usatysfakcjonowany [śmiech].
Gratuluję.
Dziękuję [śmiech]. Wracając do tytułów moich płyt, to nie jest obserwacja tego, co się dzieje na rynku muzycznym. Trzecią solową płytę nazwę zupełnie inaczej. Może użyję jednego słowa [śmiech].
Zdarzyło ci się stanąć w czyjejś obronie? Nawiązuję tutaj do teledysku promującego utwór „W dobrą stronę”. W klipie ciebie nie oszczędzają.
Bohater, w którego się wcieliłem, przeżywa symboliczny sąd ostateczny. Wszystkie osoby, które skrzywdził wcześniej w życiu, mają możliwość, żeby mu się zrewanżować. Postać, w którą się wcieliłem, dochodzi jednak w pewnym momencie do wniosku, że idzie w złą stronę i powinna naprawić swoje błędy. Wracając jednak do pytania - raczej nie miałem okazji nikogo obronić fizycznie przed aktem przemocy. Chyba, że rzucanie się śnieżkami w podstawówce zalicza się do tej kategorii [śmiech]. Chociaż to były pojedyncze rzuty i ucieczka. Ale jak myślę czasami o tym, że ktoś miałby skrzywdzić moich bliskich, to jestem pewien, że bym się zrewanżował.
Bardzo często udzielasz się w mediach społecznościowych. Zdarzyły ci się oryginalne prośby ze strony fanów?
Bardzo dużo młodych zespołów wysyła mi swoje utwory. Chcą na przykład wystąpić jako support przed moim koncertem. Cieszą mnie takie zapytania. Chcę wspierać młodą, polską energię. Prośby młodych muzyków realizuję w mojej audycji radiowej. Tam puszczam kawałki młodych twórców. Często też zapraszam kapele do studia, żeby powiedziały o swojej muzyce. Lubię pomagać młodym artystom i staram się w miarę możliwości to robić.
Wiele fanek chciałoby ci zadać to pytanie: dlaczego zapuściłeś wąsy?
Pracowałem przez trzy tygodnie w studiu nagraniowym i wtedy zauważyłem, że rosną mi jakieś dziwne włosy na twarzy. Mój kumpel i współzałożyciel zespołu Curly Heads, Oskar Bała powiedział wtedy, żebym zgolił to wszystko na dole i zostawił wąsy. Zapewniał, że "będzie spoko".
No i jest [śmiech]. Jesteś zwycięzcą drugiej edycji "X Factora". Za pierwszym razem ci się nie powiodło. Gdybyś jednak i za drugim podejściem nie przypadł do serca jurorom, spróbowałbyś po raz trzeci?
Nie jestem pewien, pewnie to by zależało od tego, w jakich okolicznościach bym odpadł. Ale pamiętam, że podobne pytanie zadał mi w trakcie drugiej edycji chyba Kuba Wojewódzki. Wtedy stwierdziłem, że to moja ostatnia próba. Czy tak by było rzeczywiście? Nie wiem. Najważniejsze, że nie muszę się tym dziś martwić.
Zraniła cię kiedyś jakaś kobieta?
Na pewno do pewnego stopnia tak, ale nie rozpamiętuję tego.
Po wysłuchaniu utworu „Bela” z twojej nowej płyty przypuszczam, że jesteś zakochany. Nie mylę się?
Jestem zakochany.
W jednej z piosenek śpiewasz: ”… run Forrest run…”. Zdarzają ci się takie sytuacje w życiu, kiedy jak Tom Hanks w filmie „Forrest Gump”, chciałbyś biec przed siebie bez celu?
Nienawidzę biegać. Ale jeśli mówimy ogólnie o ucieczce, to jasne, chciałbym. I myślę, że kiedyś ucieknę. Ale samochodem, z muzyką, McDonaldem co kilkaset kilometrów, hot dogiem ze stacji i przemyśleniami.
Jesteś bardzo skromnym gościem, pomimo że odniosłeś wielki sukces. Naprawdę nie zdarzyło się, żeby woda sodowa uderzyła ci do głowy?
Już jakiś czas temu zauważyłem, że woda sodowa najczęściej uderza nie osobom popularnym, ale tym, które znajdują się w jej otoczeniu. Rykoszetem obrywa się jednak tym pierwszym. No i klops! Słyszą, że są zerami, przegranymi, gwiazdkami, którym uderzyła sodóweczka. Tymczasem jeśli pracujesz na 100 procent, żyjesz z dnia na dzień, nie ma możliwości, żeby przewróciło ci się w głowie.
Jesteś absolwentem szkoły muzycznej I stopnia w klasie puzonu. Nie myślałeś, żeby wykorzystać ten instrument na kolejnych płytach?
Już teraz sporadycznie gdzieś tam się pojawia. Chociażby gdy śpiewałem w kawałku "Niedopowieści" Patricka the Pana, on znalazł ten instrument i powiedział do mnie: zagraj nam. Tak też zrobiłem.
Jeden z twoich utworów nosi tytuł ”Pastempomat”. Co to za słowo? Szukałem w słowniku i nie udało mi się znaleźć. Sam go wymyśliłeś, czy gdzieś usłyszałeś?
To połączenie dwóch wyrazów „pas” oraz „tempomat”, które w takiej samej kolejności występują w piosence. Moja dziewczyna nie mogła zrozumieć, co ja tam śpiewam w tej zwrotce. W końcu spytała, co to jest „pastempomat”? Uznałem, że trzeba uhonorować pytanie mojej wybranki i ten dziwny zwrot wrzuciłem do tytułu.
Jesteś autorem wszystkich słów i kompozycji na “Annoyance and Dissappointment”. W twoim pierwszym albumie teksty w języku polskim pisała Karolina Kozak. Co skłoniło cię do takiej zmiany i spróbowania swoich sił w języku ojczystym?
Na mojej nowej płycie w utworze "Pastempomat" Karolina pomaga mi ponownie, ale faktycznie, pozostałe teksty napisałem sam. Co mnie skłoniło do tego? Chyba po prostu byłem gotowy, żeby spróbować. Wiedziałem, że nadszedł czas, bym zaczął o czymś mówić, o czymś bardziej konkretnym. Własnymi słowami.
Dostałeś kiedykolwiek propozycję od jakiejś partii politycznej? Byłbyś dla nich smakowitym kąskiem.
Nie chcę o tym mówić.
Jakiś czas temu wystąpiłeś w reklamie pewnej sieci komórkowej. Po co? Odnosisz sukcesy, twoje płyty sprzedają się jak ciepłe bułeczki.
Dostałem bardzo ciekawą propozycję od sieci, z której od wielu lat korzystam. W tej kampanii brali udział praktycznie sami moi idole, bohaterowie, albo po prostu postaci, które są dla mnie ważne. Czułem się wręcz wyróżniony, że się przydam. Nie muszę też chyba wspominać o tym, że wynagrodzenie za udział w takiej reklamie potrafi przekonać. W połączeniu z wcześniejszymi argumentami doszedłem do wniosku, że podejmę to wyzwanie.
Zdarzyło ci się przeczytać w internecie niepochlebne opinie na swój temat?
Nie. Przynajmniej nie takie, które by mnie mocno zabolały. Nieprzyjemnych jest naprawdę bardzo niewiele.
Rozmawiał: Bartosz Boruciak
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.