To nie jedyny problem Doroty Kani. Proces przeciwko dziennikarce rozpoczął się w 2007 roku, po wyjściu Dochnala na wolność. W trakcie postępowania rodzina biznesmena zeznała, że Kania pożyczała od nich różne kwoty - od kilkunastu do nawet 100 tysięcy złotych. W ramach wdzięczności miała lobbować u polityków PiS, którzy byli wówczas u władzy, aby przyspieszyli wyjście z więzienia Marka Dochnala - podaje portal wirtualnemedia.pl.
Śledczy ustalili, że dziennikarka, która w tamtym czasie pisała do "Życia Warszawy", publikowała w tym tytule korzystne dla uwięzionego lobbysty artykuły. Co więcej, doprowadziła do spotkania adwokatów Dochnala z ówczesnym prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobro oraz prokuratorem krajowym Januszem Kaczmarkiem. Finalnie proces Dochnala przeniesiono też z prokuratury w Łodzi do placówki w Katowicach, co według sądu miało być korzystne dla interesu lobbysty.
W lipcu 2015 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi skazał Kanię na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Uzasadnił, że dziennikarka dla własnych korzyści majątkowych prowadziła działania godzące w prawidłową działalność instytucji państwowych. Uznał, że jej wyjaśnienia są niewiarygodne i niespójne, przy czym dziennikarka nie jest zdemoralizowana i rokuje poprawę - donosi "Gazeta Wyborcza".>
Wyrok jest nieprawomocny. Dziennikarka nie zgadza się z decyzją i właśnie złożyła w tej sprawie apelację.
Sędzia Iwona Wierciszewska z Sądu Rejonowego Warszawa Praga Południe nie uwzględniając moich wniosków dowodowych uznała, że jestem winna płatnej protekcji i skazała mnie za dwa lata więzienia w zawieszeniu. Wydała o wiele wyższy wyrok, niż chciała prokuratura. Złożyłam apelację od tego wyroku, nie zgadzam się z nim i czekam na wyznaczenie terminu. To kolejny raz, w którym sąd mnie skazuje, nie uwzględniając moich wniosków dowodowych - takim oświadczeniem Kania skomentowała wyrok.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.