- Widziałem go. Wszedł do mojego sklepu - powiedział mi Ahmed, właściciel Miszka Market. - Nie chciał niczego kupić. Cały czas spoglądał tuż obok, w stronę budowy. Był nerwowy. Gdy wyszedł, zacząłem go obserwować. W pewnym momencie przeskoczył przez płot. Choć był dosyć gruby, zrobił to bardzo sprawnie i szybko. Chciałem wezwać policję, ale miałem klientów i szybko o sprawie zapomniałem. Dopiero w niedzielę rano, gdy jego dziewczyna zapytała mnie, czy widziałem człowieka na zdjęciu, skojarzyłem fakty. Pokazałem jej w którym miejscu przeskoczył przez płot i gdzie poszedł. Później usłyszałem tylko jej przeraźliwy krzyk. Przyjechała policja i prokurator. Złożyłem zeznania. Jego twarzy nie zapomnę do końca życia - opowiada sprzedawca.
- W tej chwili nie potrzebuję żadnej pomocy. Ja już wszystko wiem - zdołała mi tylko wyznać płaczącym głosem Milena, dziewczyna Marcina M. - Już 10 minut po wyjściu Marcina z kolacji wiedziałam, że stało się coś złego - dodała. Do Polski wraca dziś w nocy samolotem czarterowym. Ciało Marcina M. w dalszym ciągu jest w kostnicy w jednym z państwowych szpitali w Hurghadzie. Trwają badania dotyczące obecności alkoholu i narkotyków w jego organizmie.
Czytaj także: Marcin zmarł w czasie wakacji w Egipcie. Prokuratura rozważa wysłanie swoich śledczych
Według nieoficjalnych informacji, do których udało mi się dotrzeć, śmierć Polaka była aktem samobójczym. - Na jego ciele nie stwierdzono siniaków, ani śladów świadczących o udziale osób trzecich. Polak powiesił się na kablu wystającym z sufitu. Był ubrany w koszulkę, krótkie spodnie i klapki. Jego nogi dotykały ziemi - powiedział mi proszący o zachowanie anonimowości lekarz ze szpitala w Hurghadzie. To tam przywieziono ciało Polaka.
- Marcin w piątek po południu zgłosił się do naszego hotelowego lekarza - relacjonuje Agnes, pielęgniarka zajmująca się gośćmi hotelowymi z północnej części Hurghady. - Choć miał wykupione dodatkowe ubezpieczenie, i tak zapłacił za wizytę 25 euro. Nie musiał. Chłopak nie znał angielskiego. Tłumaczyłam tę rozmowę. Marcin przyznał Mohamedowi, lekarzowi który go badał, że słyszy dziwne głosy w swojej głowie, że siostra jego dziewczyny (której nie było w Hurghadzie, a którą bardzo ceni i lubi), prosi go o to, aby coś z końcu z sobą zrobił - relacjonuje pielęgniarka.
Marcin podpisał wszystkie wymagane podczas takiej wizyty dokumenty. Nie chciał jechać do szpitala. Mówił, że taka pomoc mu wystarczy. Do hotelowej kliniki Marcina wysłała jego dziewczyna, zmartwiona stanem zdrowia partnera.
- Był bardzo odwodniony. Jak przyznał, nie jadł przez dwa dni. Nie mógł spać. Był pobudzony. Miał halucynacje. Wszystko go drażniło - mówi Agnes. I dodaje: - Nasz lekarz dał mu w piątek zastrzyk antyhistaminowy i przeciwbólowy. Miał po nim zasnąć, jednak jego dziewczyna powiedziała mi w sobotę rano, że Marcinowi to nie pomogło. Nie spał całą noc. Rano zamówił taksówkę, ale do niej nie wsiadł. Odebrał tylko od kierowcy jakiś pakunek. Ten moment jest na zapisie z kamer monitoringu. Niestety widać na nim tylko samochód, bez numeru bocznego.
- Podczas sobotniej kolacji Marcin nagle wybiegł z restauracji zasłaniając rękoma twarz. Płakał. Jego dziewczyna, która w tym czasie poszła po posiłek, nie widziała tego. Jak wróciła, od razu rozpoczęła poszukiwania Marcina. Nie znała języka, więc poprosiła swoich znajomych z innego hotelu o pomoc. Ci zjawili się po kilkudziesięciu minutach. Szukali go wspólnie: na hotelowej plaży, w pokoju, wokół hotelu. Niestety, zapadające ciemności spowodowały, że poszukiwania przeniesiono na niedzielę. Do tej pory nikt nie wezwał policji. W niedzielę rano Milena znalazła ciało Marcina M. Chłopak powiesił się na kablu wystającym z sufitu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl