Na estońskiej wyspie Saaremaa codziennie notuje się dziesiątki nowych przypadków. Sytuacja jest o wiele gorsza niż w pozostałej części kraju ze względu na odizolowanie i małą liczbę mieszkańców. Choć panuje tu więcej zakazów, to wciąż choroba rozprzestrzenia się szybciej.
Walka jest trudna ze względu na ograniczone środki. Brakuje personelu medycznego, a w szpitalu, który może przyjąć zakażonych koronawirusem, jest zaledwie 147 łóżek. Szacuje się, że do końca kwietnia hospitalizacji może wymagać aż tysiąc osób.
Dziś lekarze zajmują się tylko przypadkami z ciężkimi objawami. Władza nie zgadza się na przeniesienie chorych na kontynent. Obowiązuje zakaz wjazdu. Wyspa jest niemal całkiem odcięta od reszty świata.
Wyspa Saaremaa jest epicentrum wybuchu COVID-19 w Estonii. Obecnie odnotowano tam już ponad 500 przypadków, podczas gdy mieszkańców jest zaledwie 33 tys. Dla porównania, w największym hrabstwie Estonii - Harju - zarejestrowano nieco ponad 400 przypadków przy liczbie ludności wynoszącej 580 tys. osób.
Pierwsze zakażenia koronawirusem na wyspie pojawiły się ponad miesiąc temu. Wtedy też na Saaremę przybyły dwie drużyny sportowe z Włoch, biorące udział w międzynarodowych rozgrywkach. Od tamtej pory chorych regularnie przybywa. W całej Estonii jest 1,4 tys. zakażonych i odnotowano 35 zgonów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.