Maszyna wystartowała z lotniska w Addis Abebie o godzinie 8:38 miejscowego czasu. Po sześciu minutach lotu wieża kontrolna lotniska straciła z nią kontakt. Wkrótce okazało się, że lecący do Nairobii samolot rozbił się 62 km od stolicy Etiopii. Nikt z pasażerów nie przeżył.
Na konferencji prasowej przedstawiciel linii lotniczych Ethiopian Airlines poinformował, że pasażerowie pochodzili z 33 krajów. Ma być wśród nich dwóch Polaków.
MSZ po kilku godzinach potwierdziło, że na pokładzie samolotu było dwóch obywateli Polski. - Mamy potwierdzenie od władz Etiopii, że nikt nie przeżył. Służby otoczyły opieką rodziny polskich obywateli - powiedziała w TVP Info Ewa Suwara, rzecznik MSZ. Kondolencje rodzinom złożył prezydent Andrzej Duda.
Na pokładzie, zgodnie z informacją linii lotniczej, było 32 obywateli Kenii, 18 - Kanady, dziewięciu - Etiopii, po osiem osób z Włoch, Chin i USA, siedem z Wielkiej Brytanii i siedem z Francji, sześć z Egiptu, pięć z Holandii, cztery z Indii i cztery ze Słowacji, troje Austriaków, troje Szwedów, troje Rosjan, dwóch Marokańczyków, dwóch Hiszpanów oraz dwóch Polaków i dwóch Izraelczyków. Na pokładzie było też po jednej osobie z Belgii, Indonezji, Somalii, Norwegii, Serbii, Togo, Mozambiku, Rwandy, Sudanu, Ugandy i Jemenu.
Cztery osoby na pokładzie korzystały z paszportów ONZ.
"Niestety, potwierdziły się informacje o dwóch polskich ofiarach katastrofy lotniczej w Etiopii. MSZ udziela wszelkiego wsparcia rodzinom zmarłych" - zapewnił na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.
"Niech Pan Bóg ma w opiece najbliższych naszych nieżyjących rodaków. Niech doda im sił potrzebnych do przetrwania trudnych chwil" - napisał z kolei prezydent Andrzej Duda.
Pilot zgłosił problem, chciał wracać
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy. Podczas konferencji prasowej przedstawiciel linii lotniczych przekazał jednak, że tuż po starcie pilot zgłosił, iż ma problemy z maszyną i poprosił o zgodę na powrót na lotnisko w Addis Abebie. Otrzymał ją. Niestety, chwilę później wieża straciła z nim kontakt. Samolot runął w pobliżu miasta Debre Zeit (dawniej Bishoftu).
Z maszyny niewiele pozostało. Rozpadła się na drobne części po zderzeniu z ziemią, jej resztki spłonęły.
Jak podaje Reuters, państwowe Ethiopian Airlines są - jeśli wziąć pod uwagę wielkość floty - jednym z największych przewoźników w Afryce. W 2018 roku linie spodziewały się - jak wynikało z ich wcześniejszych oświadczeń - 10,6 miliona pasażerów.
Sama maszyna, która rozbiła się w pobliżu Debre Zeit, była nowa. Trafiła do Ethiopian Airlines zaledwie cztery miesiące temu - tak poinformował na swoim profilu na Twitterze Alex Macheras, brytyjski ekspert lotniczy.
Urzędnicy przyszli do rodzin 5 godzin po katastrofie
Na lotnisku w Nairobi wielu krewnych pasażerów czekało na samolot godzinami, bez żadnych informacji od władz lotniska. Niektórzy dowiedzieli się o katastrofie od dziennikarzy.
- Czekamy na moją mamę. Mam nadzieję, że leci innym samolotem, bo się spóżniła. Nie odbiera telefonu - powiedziała Wendy Otieno, ściskając telefon i płacząc.
46-letni Robert Mutanda czekał na swojego szwagra, obywatela Kanady. - Nikt z lotniska do nas nie przyszedł, nie wiemy, co się dzieje - powiedział dziennikarzowi Reutersa ponad trzy godziny po katastrofie. - Stoimy tu i mamy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy - dodał.
Kenijscy urzędnicy dopiero po pięciu godzinach pojawili się na lotnisku, by poinformować rodziny pasażerów o losie ich bliskich.
Boeing 737 MAX 8
Samolot, który rozbił się w Etiopii to Boeing 737 MAX 8. Taka sama maszyna, należąca do indonezyjskich tanich linii lotniczych Lion Air, rozbił się w 2018 roku wkrótce po starcie z Dżakarty. Zginęło wówczas 189 osób.
Źródło: reuters.com, tass.ru