Ciężko wyczuć, co Pablo Larraín chciał w swoim filmie przedstawić. Sama opowieść jest nieco chaotyczna, narracyjnie kulejąca. I nie chodzi tylko o skoki czasowe, opowiadanie przez retrospekcje. Reżyser tak skupia się na swej bohaterce i aktorce (kamera przez większość czasu jest kilka centymetrów od twarzy Natalie Portman)
, że zapomina o tym, by widza zaciekawić, by wciągnąć go w tę skądinąd fascynującą historię.
Chilijski twórca tak bardzo chciał pokazać Jackie, że zapomniał o całej reszcie. Jej posągowość, powściągliwość, pewien wymuszony instynktem samozachowawczym i potrzebą kreowania mitu chłód umieścił w boleśnie surowym, na swój sposób sterylnym otoczeniu. Brakuje w tej historii kontrastów, brakuje napięcia. Nie wczuwamy się w tragedię, w kosmicznie wręcz skomplikowaną i złożoną sytuację, w jakiej znalazła się Jackie, raczej podziwiamy eksponaty.
Jako studium aktorskie, "Jackie" jest czymś genialnym. Absolutnie zachwyca, jak wiele można wyrazić spojrzeniem, uśmiechem, ruchem brwi. Laureatka Oscara w bardzo oszczędny sposób oddaje emocje, które niemal cały czas musi trzymać na wodzy. Jawi się jako krucha, ale nie słaba. Wręcz przeciwnie. Nie sposób nie podziwiać jej siły, jej dostojeństwa. Trudno uwierzyć, w jak niewiarygodnych, wręcz absurdalnych sytuacjach została postawiona z uwagi na protokoły czy prawo. Dla Natalie Portman, i w zasadzie wyłącznie dla niej, warto zobaczyć "Jackie".
Premiera: 03.02, Kino Świat
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.