Ogień do Sydney ma dotrzeć we wtorek. Lokalne władze ostrzegają, aby wszystkie osoby znajdujące się w strefie zagrożenia opuściły swoje domy, a następnie się ewakuowały. Według służb najbezpieczniej będzie wyjechać do innych miast, położonych z dala od lasów. Schronienia można też szukać np. w centrach handlowych.
Z ogniem walczy blisko 1300 strażaków. Na największe niebezpieczeństwo narażeni są mieszkańcy stanów Queensland oraz Nowa Południowa Walia, gdzie ogień pochłonął do tej pory 970 tys. hektarów ziemi i zniszczył 150 domów. Szacuje się, że od piątku wybuchło już 120 pożarów.
Wszyscy muszą być w pogotowiu, bez względu na to, gdzie się jest, musimy być przygotowani na najgorsze oraz nie możemy pozwolić, aby wkradło się samozadowolenie - powiedziała Premier Nowej Południowej Walii Gladys Berejiklian.
W pożarach zginęły już 3 osoby. Rannych zostało też 2 strażaków, którzy ucierpieli podczas gaszenia ognia w mieście Nambucca Heads. Walkę z żywiołem utrudniają też warunki pogodowe. W Australii trwa obecnie lato, a temperatura sięga nawet 40 stopni Celsjusza. Strażacy nie mogą też liczyć na pomoc opadów deszczu.
Obecnie nie ma w ogóle deszczu, taki tren może utrzymać się do końca roku, a nawet i dłużej – powiedział - powiedział zastępca komisarza straży pożarnej i służb ratunkowych Mike Wassing.
Pożary pochłonęły nie tylko Australię. Z gigantycznym ogniem strażacy walczą też w północnej Kalifornii w Stanach Zjednoczonych. Od 23 października spłonęło tam ponad 60 tys. akrów ziemi i niemal 374 budynków uległo zniszczeniu. Ogrom strat pokazuje zdjęcie satelitarne, jakie opublikowała NASA.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.