E-sport ma potencjał stać się jedną z pięciu najpopularniejszych dyscyplin na świecie. I to już za pięć lat. Rozgrywki na żywo śledzą tysiące osób, a przed komputerami miliony dalszych. Już dziś e-sport ma widownię porównywalną do liczby fanów tenisa ziemnego. W 2016 roku dochody branży wyniosły 2 mld zł, a turnieje odwiedziło 320 mln osób. Zawodników skusiła pula nagród wynosząca 93 mln dolarów. Tylko w mistrzostwach świata w "League of Legends", największym e-sportowym turnieju na świecie, można wygrać okrągły milion dolarów.
Szansę zarobku poczuły nawet kluby piłkarskie. Manchester United i West Ham podpisały kontrakty z zawodowymi graczami w "FIFĘ", by reprezentowali ich kluby podczas rozgrywek, a francuskie Paris St-Germain w październiku 2016 roku stworzyło specjalną sekcję e-sportową. Chcą nie tylko zarobić, ale też trafić do wielomilionowej bazy fanów tych rozgrywek - informuje "BBC".
Najlepsze, że e-sportowcem może zostać każdy. Naturalnie, trzeba się poświęcić tej dyscyplinie, jak każdej innej. Najlepsi pozostają na topie dbając przede wszystkim o zdrowie. 5 godzin snu i dieta z fast foodów nie zapewnią wyników. Trzeba dbać o kondycję, więc wizyty na siłowni też są wskazane. W końcu organizm musi sprawdzić się w trakcie wielogodzinnych turniejów i treningów. Asy e-sportu ćwiczą wybraną przez siebie grę trzy razy dziennie po 2-3 godz., ale też bawią się tym, co robią - inaczej trudno byłoby o sukcesy.
Trening czyni mistrza. Zawodowcy nie tylko grają, ale też oglądają powtórki z własnych rozgrywek w poszukiwaniu błędów. Patrzą na grę innych oraz dyskutują nad strategiami z kolegami z drużyny. Poprawa stylu gry to proces. Dla wytrwałych to spełnienie marzeń o utrzymywaniu się z tego, co się kocha.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.