Jak donosi Reuters, powodów jest kilka. Po pierwsze ani Facebook, ani Google, ani Twitter nie chcą wpaść w „pułapkę pomocy”. Firmy nie kwapią się z ujawnianiem tego, w jakim stopniu współpracują z poszczególnymi rządami, aby nie zostać zalanymi niezliczonymi prośbami (niekoniecznie w istotnych sprawach) ze strony władz innych krajów.
Po drugie, internetowi giganci nie chcą być źle postrzegani przez użytkowników. W ich oczach staliby się bowiem marionetkami w rękach polityków. Po trzecie, żadna z firm nie afiszuje się z pomocą, ponieważ nikt nie chce przypadkiem ujawnić sposobu, w jaki radzi sobie z problemem nawoływania do nienawiści i terroryzmu. Ktoś mógłby bowiem znaleźć sposób, jak omijać taką blokadę.
Internetowi giganci traktują prośby rządów tak samo, jak każdego innego użytkownika. Sprawa ma jednak podwyższony priorytet wtedy, kiedy w grę wchodzi nakaz sądowy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.