Jak informuje Fox News, w trakcie ataku nie zginął żaden żołnierz. Jednak Bill Urban, rzecznik centralnego dowództwa sił zbrojnych USA, wyjawił w oświadczeniu, że jedenastu z nich trafiło do szpitala z powodu podejrzenia poważnego wstrząsu mózgu.
Rzecznik dodał, że badanie pod kątem takich urazów jest standardową procedurą. Stosuje się je wobec żołnierzy, którzy znajdowali się niedaleko miejsca wybuchu. Jeśli stan okazuje się poważny, otacza się ich opieką, jak w przypadku wspomnianych jedenastu.
Bill Urban zapewnił, że zdrowie żołnierzy stanowi dla niego najwyższy priorytet. Ranni wrócą do służby dopiero, kiedy lekarze uznają ich za w pełni zdolnych do walki. Przyznał, że ze względów bezpieczeństwa leczenie odbywało się poza bazą Ain Al-Asad.
W następnych dniach, ze względów bezpieczeństwa, niektórzy żołnierze zostali przetransportowani do regionalnego centrum medycznego Landstuhl w Niemczech, inni wysłani do obozu Arifjan w Kuwejcie na kolejne badania. Powrócą do Iraku [...], gdy zostaną uznani za zdolnych do służby - cytuje Billa Urbana Fox News.
Według ustaleń agencji Reuters w bazie przebywa obecnie półtora tysiąca żołnierzy. Znajduje się ona ok. 160 kilometrów na zachód od Bagdadu. Atak, który na nią przypuszczono, był odwetem Iranu. Gwardia Rewolucyjna mściła się za śmierć generała Kasema Sulejmaniego, zabitego 3 stycznia z rozkazu Donalda Trumpa na terenie Iraku.
Prezydent USA tłumaczył, że generał planował atak na bazy USA na Bliskim Wschodzie. Jednak ostatnie ustalenia NBC News wskazują, że decyzja o zamachu na Sulejmaniego zapadła już w czerwcu 2019 roku, po zestrzeleniu amerykańskiego drona przez Iran. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.