Od pierwszej sekundy tej ważnej dla polskiej kultury uroczystości było wiadomo, że nie uciekniemy od polityki. "Polityka" jako tygodnik, który podgryzał na swoich łamach polityków od prawie 60 lat, przyznaje te prestiżowe nagrody ponad wszelkimi podziałami. W czasach, kiedy o tym, kto wygra w różnych kolejnych plebiscytach, rankingach czy konkursach, nie decydują żadne wartości, a pieniądze od sponsorów czy towarzysko-medialne układy, nagrody Polityki są jak potrzebna w naszym przesyconym marketingiem i konsumpcją świecie wyspa obiektywizmu.
Wiadomo po prostu, że za samymi nominowanymi a potem wyróżnionymi, stoi „tylko” ich talent, osobowość czy kreacja, a nie to, czy są z jakiegoś radia, telewizji, mają wpływowych krewnych albo występują w reklamie telefonii, piwa lub biżuterii, a ten właśnie reklamodawca nas (czyli dane medium)
utrzymuje i ten artysta ma wygrać. Bo tak. Bo musimy mieć na pensje. Tutaj na szczęście ktoś pyta o treść, o przekaz, o idee i o talent, a nie cenę torebki czy butów artysty ze ścianki. Bo ci, którzy wczoraj byli na scenie, na ściankach się nie pojawiają. Oni mają talent.
Dlatego w takim miejscu, tego właśnie wieczora, padły ze sceny tak ważne i potrzebne słowa. O tym, że tu, w Teatrze Wielkim też jest Polska, o tym, że władza odcina się od artystów, obraża na nich i o tym, że dyrygent może dyrygować batutą, ale też batogiem; widzieliśmy też na scenie przejmujący moment solidarności z aktorami z Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Niektórzy nie są zadowoleni, bo znowu polityka. A ja sobie myślę, że na szczęście polityka, rzeczy ważne, a nie tylko cekiny, „ałtfity na wieczór” i kolejne klikalne i kolorowe głupotki. Bo przez lata wbito nam do głowy, że to, co się liczy, to pełna micha, jakaś miła dla oka kaska na wakacyjny wypad do Egiptu, nowe ciuchy na wiosnę i nowe felgi. Że to jest ważne. No i mamy to, co mamy, w kontekście czego dowcipy ze sceny o tym, żeby tego paszportu nie trzeba było znowu używać, podróżując po jeszcze dla nas otwartej Europie, wcale nie brzmią zabawnie, tylko strasznie.
Bardzo dobrze, że artyści, nagrodzeni i prowadzący nie opowiadali zwyczajowych banialuk i głupawych bredni ze sceny. Bardzo dobrze, że ta ważna gala jakiś miała przekaz. Że dzisiaj się o tym, co padło ze sceny, dyskutuje. Tego powinniśmy wymagać od tych ostatnich miejsc, zbiorowisk ludzkich, w których jeszcze się myśli, zadaje pytania, wątpi i bierze rzeczywistość w cudzysłów albo w nawias, a nie tylko bezmyślnie, jak niewolnik systemu, dzień w dzień tępo konsumuje.
Najłatwiej jest schować głowę w piasek, udawać, że nic się nie dzieje, i wszystko jest super.* Nie jest super, wiemy o tym, bo widzimy, co dzieje się dokoła.* A jak ktoś jeszcze nie widzi, to pora wreszcie otworzyć oczy. Skretynieliśmy, zgłupieliśmy ostatnio bardzo, wszystko to stało się na nasze własne życzenie i trzeba to teraz odkręcać, wybić nas z jakże złudnego poczucia bezpieczeństwa i myślenia w stylu „jakoś to będzie”. Bo nie będzie „jakoś”, tylko jak się nie ruszymy i nie zaczniemy myśleć, to będzie tylko gorzej.
Dlatego takie gale są potrzebne, dlatego trzeba w relacji na żywo zadawać ważne pytania, wątpić w uładzony sztucznie świat i wzbudzać ludzi do myślenia. Jak nie teraz, to kiedy? Jak nie my, to kto?
Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.