Wszyscy członkowie załogi liczyli na odwołanie lotów do Iranu. Katerina Gaponenko wspomina, że jej mąż i inni pracownicy ukraińskich linii lotniczych myśleli, że z uwagi na rosnące napięcia między USA i Iranem samoloty będą omijać Teheran. Kobieta była przerażona, kiedy usłyszała, że jej mąż ma pilotować samolot lecący w sam środek konfliktu.
Błagałam go: "Nie leć, nie rób tego" - wspomina ostatnią rozmowę z mężem Katerina Gaponenko.
Jednak pilot nie chciał zawieść pasażerów. Wołodymyr przekonywał zmartwioną żonę, tłumacząc, że musi pracować zgodnie z harmonogramem. Ukraińskie linie nie dysponowały innym pilotem, który mógłby go zastąpić i polecieć do Teheranu.
Nie mogę się wycofać, jeśli ja nie polecę, to nikt nie poleci. Nie mają nikogo innego - mówił Wołodymyr Gaponenko.
7 stycznia poleciał Boeingiem 737 z Kijowa do Teheranu. W czasie lotu pilot nie miał żadnych problemów, jednak w nocy Iran zaatakował amerykańskie bazy w Iraku w zemście za zabójstwo generała Kasema Solejmaniego. Rano lot powrotny do Kijowa był opóźniony o godzinę. Kiedy tylko wystartował, został strącony przez irańskie wojsko.
Wdowa nie rozumie, dlaczego nie odwołano lotu: "To była misja samobójcza". Lot do Teheranu zaplanowano w grudniu, kiedy Iran nie był na granicy wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Katerina Gaponenko podkreśla, że nie szuka zemsty. Nie może jednak zrozumieć, dlaczego po ataku Iranu na amerykańskie bazy, linie lotnicze i władze Ukrainy zezwoliły na "samobójczy" lot.
Dziewczynki nie rozumieją, dlaczego tak się stało. Nie rozumieją, co czeka je w przyszłości. Czekają na tatę. Wciąż mają nadzieję, że wróci - mówi o dwóch córkach, które mają 6 i 11 lat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.