Historia wydarzyła się w Miami na Florydzie. Para zamówiła Ubera, żeby wrócić po zabawie do domu. Wtedy pojawiła się ona - kobieta w czerwonej bluzce. Bez słowa podeszła do samochodu, otworzyła drzwi i usiadła na tylnym siedzeniu. Zażądała, żeby kierowca odwiózł ją do domu. Na nic się zdały tłumaczenia kierowcy, że ma już zlecenie i nie może go anulować.
Para zaproponowała, że zrezygnuje, ale kierowca się nie zgodził. Kobieta z tylnego siedzenia ani myślała odpuścić. Powiedziała, że nigdzie się nie ruszy. Kierowca udał, że dzwoni na policję i... wtedy się zaczęło. Kobieta wpadła w furię i wyrwała kluczyki ze stacyjki pojazdu. Resztę możecie zobaczyć na filmiku poniżej.
Furiatka nie uspokoiła się nawet po przyjeździe funkcjonariuszy. Nie pomogły kajdanki. W złości próbowała kopnąć jednego z policjantów. Dopiero w radiowozie oprzytomniała; zaczęła płakać i przepraszać. Szlochając wyznała, że jeżeli ją zaaresztują, to straci licencję medyczną (mówiła, że jest urologiem)
. Kierowca zlitował się nad nią i zdecydował się nie wnosić zarzutów. Kobieta musiała zapłacić odszkodowanie. Nie wiadomo, ile zapłaciła kierowcy Ubera, wiadomo jednak, że była to śmiesznie niska kwota.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.