Jeszcze niedawno publiczne egzekucje były na porządku dziennym. Obywatele oskarżeni o zbrodnie takie jak próby ucieczki z kraju, oglądanie mediów południowokoreańskich czy podpinanie się pod miejską linię elektryczną by kraść prąd, byli do tej pory rozstrzeliwani w publicznych egzekucjach, które miały być przykładem dla innym. Niedawno jednak rząd Korei Północnej wyraźnie przystopował.
Mieszkańcy kraju coraz szerzej otwierają oczy. Raporty donoszą, że są coraz bardziej rozczarowani swoimi warunkami życia i władzą, a ich frustracja napędzana jest informacjami ze świata płynącymi do nich różnymi nieoficjalnymi kanałami.
Ludzie u władzy zauważyli, że obywatele przechodzą ciężkie chwile i z tego powodu powstrzymują się przed publicznymi sądami i egzekucjami. Widzą niebezpieczeństwo w zaognianiu sytuacji. Wiele osób jest niezadowolonych z obecnych rządów, chociaż nie mówią tego głośno. Kim Dzong Un woli nie ryzykować czym może się to skończyć, jeśli głodujący obywatele będą jeszcze tak surowo karani - informuje "The Telegraph".
Historia egzekucji w Korei Płn. jest bardzo długa. Kim Dzong Un kazał rozstrzelać bronią dużego kalibru ministra edukacji Ri Yong-jina za to, że zasnął na spotkaniu, podobnie zresztą jak minister obrony Hyong Yong-Choi. Zabił również swojego wujka i większość jego rodziny, a współpracowników spalił miotaczami ognia. Liczba zwykłych obywateli rozstrzeliwanych lub umieszczonych w obozach pracy sięga setek tysięcy.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.