Kimowie zabijali z najbardziej błahych powodów. Ludzi skazywano na karę śmierci np. za oglądanie południowokoreańskiej telewizji lub kradzież krowy. Świadkami egzekucji były setki ludzi, a niekiedy nawet tysiąc. Wśród zgromadzonych często znajdowały się dzieci, z których najmłodsze, o jakim wiadomo, miało 7 lat.
Kaci byli czasami pijani. Jeden ze świadków stwierdził, że wykonujący wyroki musieli się wspomagać alkoholem, "ponieważ zabijanie jest trudne emocjonalnie". Najczęściej publiczne egzekucje przeprowadzał pluton egzekucyjny, zwykle złożony z trzech strzelców, którzy wystrzeliwali w skazanych po trzy naboje. Rzadziej ludzi tracono przez powieszenie.
Do oglądania egzekucji zmuszano rodziny mordowanych. Rzadko wydawano im ciała skazanych. Bliskich nie informowano też zazwyczaj, gdzie zakopano zwłoki zabitych. I choć wygląda na to, że liczba egzekucji publicznych spada, Ethan Shin, jeden z autorów raportu, powiedział, że to może być tylko pozór. Wyjaśnił, że Korea Północna może po prostu starać się ukryć egzekucje, ponieważ "chce być uznawana za normalne państwo".
Świadek wspomina egzekucję w więzieniu. Na początku lat dwutysięcznych zmuszono do oglądania egzekucji 80 osób osadzonych w jednym z zakładów karnych. Stracono wtedy trzy kobiety, które próbowały uciec do Chin. Urzędnik powiedział wówczas zgromadzonym, że "to może spotkać też was".
Egzekucje stanowią podstawową metodę siania strachu i odstraszania obywateli od angażowania się w aktywności uznawane za niepożądane przez reżim – stwierdzono w raporcie.
Raport powstawał przez cztery lata. Przygotowała go południowokoreańska organizacja pozarządowa Transitional Justice Working Group, która przeprowadziła wywiad z 610 osobami, którym udało się uciec z Korei Północnej. Raport dokumentuje kilkadziesiąt lat morderstw dokonywanych przez reżim.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.