Komandor w emocjonalnym liście do przełożonych uzasadnił swoje stanowisko. Jego zdaniem w sytuacji pokoju nie można zaakceptować żadnych ofiar wśród załogi, jeśli można temu zapobiec. Poinformował, że sytuacja w związku z rozprzestrzeniającym się koronawirusem na pokładzie wymaga szybkich i zdecydowanych działań.
Pierwsi chorzy dostali się na ląd już w piątek, kiedy okręt wbrew planom zawinął do portu na wyspie Guam. Zarażeni marynarze natychmiast zostali odseparowani, a następni dostali się na leczenie lub kwarantannę. Z biegiem czasu przybywało jednak nowych zarażonych. Przeprowadzanie testów na okręcie oraz kwarantanna okazały się niewystarczające, by uporać się z kryzysem.
Zobacz także: Kwarantanna zaostrzona. Sypią sie kary. Co się zmieniło?
Warunki na statku sprzyjały rozprzestrzenieniu się koronawirusa. Ciasne kajuty i duża liczba osób na niewielkiej powierzchni spowodowały, że wirus łatwo przenosił się na kolejne osoby. Codzienna służba wymaga natomiast bliskiego kontaktu. W miarę przybywających zarażonych coraz trudniejsza okazywała się izolacja chorych.
Początkowo Pentagon zwlekał z przyjęciem rekomendacji komandora. Po nadesłaniu obszernego wyjaśnienia ze strony dowódcy, zdecydowano się jednak na ewakuację okrętu. Według informacji na stronie "The Japan Times" 93 marynarzy z załogi USS Theodore Roosevelt zdiagnozowano pozytywnie na obecność koronawirusa. Jak wiadomo, do tej pory żaden z nich nie trafił do szpitala i nie jest w stanie krytycznym.
Część załogi już została ewakuowana. Docelowo jedynie 10 proc. osób ma pozostać na pokładzie. Ta część załogi ma odpowiadać za kluczowe systemy okrętu oraz jego bezpieczeństwo. Przed ewakuacją na pokładzie znajdowało się ok. 5 tys. osób.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.