Do tej pory w Luksemburgu odnotowano 798 przypadków zakażenia koronawirusem, osiem osób zmarło. W Polsce natomiast zainfekowanych zostało 684 osób, z czego osiem poniosło śmierć. Co sprawiło, że Luksemburg znalazł się w takiej, a nie innej sytuacji? - Chyba trochę za późno zdaliśmy sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest koronawirus - mówi Alan Stulin podczas rozmowy ze sport.pl
- To kraj, który ma otwarte granice. Codziennie pojawia się w nim wielu obywateli Belgii, Francji, Niemiec, Holandii, by robić interesy, przyjeżdża tam do pracy. Taki przepływ ludzi też nie pomaga. Okej, już kilkanaście dni temu praktycznie wszyscy nosiliśmy maseczki ochronne, ale teraz wiadomo, że to nie wystarczyło, by zatrzymać tę epidemię - dodaje polski obrońca.
Jeżeli chodzi o sport, to w Luksemburgu sytuacja jest zbliżona do tej, którą obserwujemy w większości europejskich krajów. Zawodnicy siedzą w domach i wykonują treningi indywidualne, które zlecają im członkowie sztabów szkoleniowych.
Zobacz także:Rafał Gikiewicz trzyma formę. Trenuje z... psem
Testy bardziej dostępne niż w Polsce
Wygląda na to, że w Luksemburgu testy na obecność koronawirusa są bardziej dostępne niż w Polsce, co też może mieć wpływ na statystyki.
Z drugiej strony ta duża liczba zachorowań może też wynikać z tego, że w Luksemburgu testy na koronawirusa są dość powszechnie dostępne. Nie wiem do końca, jak to jest w Polsce, ale tutaj testuje się bardzo wiele osób - zaznacza Stulin.
Luksemburczycy zdają już sobie sprawę z tego, jak groźny jest koronawirus. Tamtejsze społeczeństwo unika wychodzenia z domu, bo za nieuzasadnione opuszczenie miejsca zamieszkania grozi kara 148 euro. Ponadto krajowe władze podjęły decyzję o częściowym zamknięciu granic.
Podziel się dobrym newsem! Prześlij go nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.