Anglicy odpoczywali w okolicach Auckland i Hamilton. Ich sposób spędzania urlopu mocno dał się we znaki Nowozelandczykom. Mieszkańcy zarzucali im między innymi kradzież oraz zastraszanie osób, które próbowały przemówić im do rozsądku. W końcu powiadomiono policję - donosi "The Straits Times'.
Jeśli klient powie raz, że znalazł w jedzeniu włos albo mrówkę, można w to uwierzyć. Ale oni znajdowali je w każdym daniu. To już jest działalność przestępcza. Są gorsi niż świnie i chciałbym, żeby opuścili nasz kraj - burmistrz Auckland, Phil Goff, nie przebierał w słowach.
Rodzina dostała już nakaz wydalenia z Nowej Zelandii. 26-letni turysta przyznał się do kradzieży towarów ze stacji benzynowej. Uwagę całego kraju Anglicy zwrócili, gdy w sieci pojawiło się nagranie, na którym widać pozostawione przez nich na plaży butelki po piwie i inne śmieci. Gdy do rodziny podeszła nagrywająca, prosząc o posprzątanie, usłyszała od jej najmłodszego członka, że "rozwali jej łeb". Innym razem dziennikarka, która chciała porozmawiać z Anglikami, została uderzona butem.
Członek rodziny potwierdził doniesienia o wcześniejszym wyjeździe. Jak przekonywał, była to samodzielna decyzja brytyjskich turystów. John Johnson podkreślił też, że jego "pochodzący ze znakomitego rodu" bliscy poczuli się niemiłymi gośćmi w Nowej Zelandii . Twierdził, że jego dziadek "pod względem zamożności był na 10. miejscu w Wielkiej Brytanii".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.