Nastolatek wybrał się na wycieczkę ze znajomymi. Podczas wędrówki szlakiem potknął się i już po chwili spadał z ogromnej wysokości. Upadek zamortyzowała gałąź, na której Ben się zatrzymał. Później opowiadał, że przed oczami stanęło mu całe życie.
Czułem, że Bóg mnie złapał i mocno trzymał - mówił później 17-latek.
Na miejsce przyjechali strażacy i ratownicy. By dotrzeć do Bena, który był aż 15 metrów niżej, musieli najpierw zainstalować system lin asekuracyjnych. W końcu jednak udało im się wciągnąć 17-latka - podaje "Fox News".
Oglądaj też: Wypadek na tyrolce. Kobieta spadła z wysokości 6 metrów
Matka Bena Maria Branon powiedziała potem w rozmowie z mediami, że obawiała się najgorszego. Jak przyznała, nie spodziewała się też, że chłopak będzie jeszcze kiedykolwiek chodził. Czekając, aż ratownicy wciągną jej syna przy pomocy lin, pielęgniarka gorąco modliła się o cud. Gdy zobaczyła Bena idącego z medykami do karetki, "o mało się nie przewróciła".
Nikt nie myślał, że może przeżyć upadek. Podejrzewali, że coś złego stało się z jego głową, szyją... Zrobili różne tomografie komputerowe... Lekarz, który zajął się nim na oddziale intensywnej terapii powiedział, że to cud. Nie mogę uwierzyć, że Ben chodzi. Nie mogę uwierzyć, że przeżył - mówiła Branon.
17-latek złamał jedynie obojczyk. Miał też kilka siniaków i zadrapań. Ben, którego wielkim hobby jest gra w baseball, mówi, że nie może się doczekać powrotu na boisko.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.