W dniach "czarnego protestu" kobiet w mediach społecznościowych coraz więcej jest relacji o tym, czym tak naprawdę jest aborcja. Jak wygląda w prawdziwym życiu, a nie w ustach politykiera, który chce narzucić społeczeństwu swoje przekonania.
Wstrząsająca historia kobiety z Podkarpacia, która mimo dramatycznych wad płodu i pełnych wskazań medycznych nie mogła przeprowadzić zabiegu. Bo w województwie podkarpackim nie ma ANI JEDNEGO szpitala, który przeprowadzałby aborcje dozwolone „kompromisem”. Dlaczego? Bo Sejm uchwalił, a Trybunał Konstytucyjny wyrokiem potwierdził, że sumienie lekarza jest wartością w naszym kraju ważniejszą od życia i zdrowia kobiety.
Równie przerażająca historia ciężarnej, której kilkumiesięczny płód okazał się nie mieć wykształconych prawidłowo serca i mózgu. Której cierpienia były ignorowane przez lekarza prowadzącego. Którą z zaleceniem natychmiastowego przerwania ciąży odsyłano od Annasza do Kajfasza, przerzucając między oddziałami jak gorący kartofel, przesuwając sprawę w czasie, traktując jak zbuntowaną, rozpłodową kobyłę, a nie jak człowieka.
Relacja młodej pary kochanków, którym zdarzyło się „wpaść”. Nie planowali wspólnej przyszłości, nie mieli pieniędzy. Poszukiwania pieniędzy, lekarza, tajne schadzki przy wyłączonych światłach w gabinecie, zabieg w środku nocy. Potem komplikacje i upokarzające traktowanie w publicznym szpitalu. Obelgi, wyzywanie od morderców.
Tak właśnie wygląda polski „kompromis aborcyjny” (czyli w rzeczywistości kompromis między kilkoma partiami centrum i prawicy, bez udziału organizacji kobiecych). Polega on na udawaniu, że dokonujemy rocznie tysiąca aborcji, podczas gdy nielegalnych dokonuje się jakieś sto razy więcej.
Polega na przekierowaniu dziesiątek milionów złotych do kieszeni lekarzy, którzy jedną ręką podpisują klauzulę sumienia, a drugą – już w prywatnym gabinecie, w tajemnicy i po godzinach - przeprowadzają zabieg. Którzy, jak mówił „Gazecie Wyborczej” prof. Romuald Dębski, zaczynają walczyć o prawo do życia dopiero, kiedy „wyskrobią” sobie willę i dobre auto. Jak jeden z najsłynniejszych „bohaterów” ruchu antyaborcyjnego, zdemaskowany w Internecie przez pacjentkę w jego szpitalu jako ten, który przed kilkoma laty przeprowadził aborcję jej przyjaciółce.
Że te skandaliczne rozwiązania popierają rządzący, nie może dziwić nikogo. Niestety, największa siła opozycji wciąż nie rozumie, na czym polega bycie opozycją. Politycy PO żądali na odbywającej się w weekend konwencji krajowej wpisania okrutnego „kompromisu” do Konstytucji. Kłamali, że „kompromis” daje kobietom „bezpieczeństwo” i „prawo wyboru”. Jednocześnie chcą… przyłączyć się do „czarnego protestu”.
Michał Zygmunt specjalnie dla o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.