Dotychczasowe wojny Biedronki i Lidla to pikuś przy tym, co wydarzy się w poniedziałek. Jak ustaliła Wirtualna Polska, w niemieckim dyskoncie będzie można wtedy dostać niemal identyczne zabawki co Świeżaki. W sprzedaży znajdzie się m.in. dojrzały pomidor, chrupiąca marchewka, soczysta śliwka. W sumie sześć zabawek.
Różnice pomiędzy Swieżakami a Lidlakami z Ryneczku – tak określa je sieć - są naprawdę trudno dostrzegalne. Te same kolory, kształty, rozmiary. Dobór warzyw i owoców ten sam. Zabawki nie wyprodukowała jednak ta sama firma, co dla Biedronki. Dyskont Świeżaki sprzedaje na licencji zakupionej od amerykańskiej spółki TCC Global, która specjalizuje się w organizowaniu programów lojalnościowych.
Lidl tymczasem zlecił produkcję swoich maskotek niemieckiej firmie Delta-Sport, która jest jej stałym współpracownikiem w dostawach produktów przemysłowych produkowanych w Azji, np. sprzętu sportowego, ubrań, rowerów. Lidlaki też najprawdopodobniej powstały w Chinach. Jak udało się nam potwierdzić, spełniają wszystkie normy. Ba, mogą się nimi bawić dzieci niemające jeszcze roczku.
Po czym dzieci odróżnią je od oryginałów? Chyba tylko po tym, gdzie je kupią.
Jedna z maskotek to nie Lidlak. Potrafisz odróżnić?
Rodzice dostrzegą też różnicę w cenie. Lidl nie organizuje akcji lojalnościowej, w której trzeba byłoby zbierać naklejki czy punkty. Jak policzyliśmy niedawno, aby dostać w Biedronce Świeżaka, trzeba wydać minimum kilkaset złotych. Konkurencja będzie natomiast po prostu sprzedawać maskotki. Według informacji Wirtualnej Polski cena wyniesie 9,99 zł za sztukę.
Cała akcja Lidla musiała być zaplanowana niczym intryga Franka Underwooda. Niemożliwe jest aby zabawki powstały w dwa-trzy dni. Zaprojektowanie, produkcja, sprowadzenie do Polski, dystrybucja materiałów do sklepów - to wszystko musiało trwać minimum kilka miesięcy. Dyskont przygotował się do ataku i tylko czekał w blokach, aż Biedronka ogłosi start swojej akcji.
W Biedronce, po informacji WP, zapewne popłoch. Pierwsza akcja ze Świeżakami okazała się gigantycznym sukcesem. Jak informowaliśmy niedawno, w sumie rozdano ponad 5 mln maskotek. Aby rodzice je dostali, musieli wydać minimum 3 mld zł. A zapewne kwota ta mogła być nawet 2-3 razy wyższa.
Druga edycja miała powtórzyć sukces i zwiększyć sprzedaż pod koniec roku. Teraz wynik jest zagrożony, bo na drodze stanął Lidl. Rodzice, zamiast zbierać naklejki w Biedronce i tłumaczyć dziecku, że jeszcze wszystkich nie ma, po prostu pójdą do konkurencji. Z biznesowego punktu widzenia to może nie do końca czysty, ale jednak celnie wymierzone cios w konkurenta.
Zagranie Lidla śmiało można traktować jako zemstę. W zeszłym roku Lidl zorganizował akcję "Zrób zakupy za minimum 100 zł i odbierz bon 20 zł na kolejne". Szybko na to odpowiedziała Biedronka, która dała 25 zł rabatu. Podobnych przepychanek było więcej. Przykładowo, gdy Lidl wprowadził do siebie Kartę Dużej Rodziny, Biedronka szybko urządziła swoją akcję. Rok temu niemiecki dyskont na swoim profilu na Facebooku wrzucił nawet zdjęcie kurczaka z napisem "świeżak".