Zamknięto wszystkie stacjonarne sklepy z dopalaczami w Łodzi. Jak informuje "Dziennik Łódzki", doprowadziła do tego postawa władz, które m.in. zagroziły pozwami właścicielom kamienic, wynajmującym pomieszczenia handlarzom dopalaczami. O wojnie wydanej przez łódzkich urzędników stało się głośno po tym, jak przed jednym ze sklepów zdemontowano chodnik, a wyznaczony teren odgrodzono barierkami aż pod same drzwi lokalu.
Urzędnicy zapowiadali pozwy przeciwko pracownikom sklepów. Ostatecznie jednak nie były konieczne, ponieważ lokale przy ulicy Nawrot, Rzgowskiej, Rewolucji 1905 roku, a także Piotrkowskiej zostały zamknięte. Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska pochwaliła się "zwycięstwem" na Facebooku i oznajmiła, że trwający od miesięcy "remont" chodnika przed sklepem przy ulicy Nawrot zostanie wkrótce zakończony.
Reagujemy w przypadku każdego sklepu, o którym dostajemy informację od policji czy mieszkańców. Udało wypracować się skuteczne metody walki z dopalaczami i będziemy je wykorzystywać, jeśli tylko będzie taka potrzeba - zapowiedział z kolei mecenas Jarosław Stasiak pracujący dla Urzędu Miasta Łodzi.
Skutki zamknięcia sklepów z dopalaczami są już ponoć widoczne. Według prof. Anny Krakowiak, ordynatora Oddziału Toksykologii w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi, liczba pacjentów przyjmowanych z objawami ostrego zatrucia tymi substancjami znacznie zmalała.
Autor: Beata Kruk
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.