Posiadanie w domowej wideotece filmów Johna Boormana, Uwe Bolla czy wczesnych produkcji Petera Jacksona może być powodem do dumy. W piśmie naukowym "Poetics" znalazł się opis badania zjawiska miłości do filmów "tak złych, że aż dobrych".
Celowe oglądanie kiepskich, żenujących czy kontrowersyjnych filmów dla przyjemności można uznać za paradoks - twierdzi Keyvan Sarkhosh, naukowiec z Max Planck Institute for Empirical Aesthetics.
Jak czytamy, za takie filmy "zabierają się prawdziwi miłośnicy kina" celem "ironicznego oglądania i komentowania". Analizują jakość (a właściwie jej brak) produkcji, dialogów czy dziury w scenariuszach. Dla nich to miła odskocznia od produkcji głównego nurtu.
To widzowie o wykształceniu dobrze powyżej średniej, których śmiało można nazwać filmowymi wszystkożercami. Interesuje ich sztuka i media z ich pełnym spektrum, przekraczająca granicę kultury wysokiej i popularnej - podsumowuje Sarkhosh.
Chyba czas wyciągnąć z pawlacza magnetowid.
Autor: Jan Muller
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.